piątek, 24 lutego 2017

[82] [PREMIEROWO] Tiphanie Yanique - "Kraina miłości i zatracenia"




~Witajcie kochani!

Dawno mnie tu już nie było ... Powody były dwa.
Pierwszy - po cudownych feriach powróciłam do szarej rzeczywistości szkolnej i wpadłam w wir nauki.
Drugi - trafiło mi się konkretne tomisko do przeczytania, które niestety mnie zawiodło, przez co czas jej czytania tak bardzo się dłużył ... 

Ciekawi co to za książka?

W takim razie zapraszam na recenzję! :)






Autor: Tiphanie Yanique
Tytuł: "Kraina miłości i zatracenia"
Ilość stron: 548
Wydawnictwo: Kobiece
Data premiery: 24 luty 2017








Gdy sięgałam po „Krainę miłości i zatracenia”, sądziłam, że czeka mnie podobna historia jak w powieści „U stóp bogini”, którą wspominam bardzo dobrze. Klasyczna saga rodzinna, błędy i sekrety, które odbijają się na losach dalszego pokolenia, no i oczywiście miłość. Zamiast tego dostałam opasłe tomisko opisujące najobrzydliwszy obraz miłości …



Kiedy rozpoczyna się XX wiek, nadchodzi kres panowania Danii nad Wyspami Dziewiczymi, a władzę w tym miejscu przejmują Stany Zjednoczone. Na Morzu Karaibskim tonie statek. Śmierć bezlitośnie zbiera żniwo, a na wraku znajdują się rodzice głównych bohaterów. Dwie osierocone siostry wraz z przyrodnim bratem stają w obliczu niepewnej przyszłości i trudnej do zidentyfikowania tożsamości. Każde z dzieci jest w posiadaniu niezwykłej aparycji oraz… wyjątkowego daru, który może być dla nich błogosławieństwem albo przekleństwem.



Próbowałam pominąć fakt, iż jestem katoliczką i spojrzeć na tą książkę obiektywnie. Niestety nie udało mi się. Przejdę od razu do rzeczy – książka ta, nie zawiera klasycznego wątku miłosnego. W tej powieści mamy do czynienia z … kazirodztwem. Niestety, historia ta, mimo iż jest napisana bardzo dobrze, to wzbudza we mnie głównie obrzydzenie.



Nie potrafię do końca określić gatunku tej książki. Jest to taki „misz masz” wszystkiego: połączenie romansu z powieścią obyczajową, wraz z wplecionymi wątkami fantastyki. Jest to dość dziwna, jak dla mnie, mieszanka wątków i różnorodnych pomysłów, których ja nigdy bym ze sobą nie połączyła. Dwie rodziny - niby obce, ale jednak spokrewnione – których członkowie nawzajem ze sobą sypiają, tworząc nowe, kazirodcze pokolenie? Jasne! Czemu nie? Kobieta z nogą zwierzęcia i kopytem zamiast stopy? Odwracająca się o sto osiemdziesiąt stopni stopa? Normalka! Jeśli już zdecydujecie się na tą powieść, to przygotujcie się na takie dziwactwa.



Tak jak już wcześniej wspomniałam, styl pisania autorki jest naprawdę dobry. Pani Yanique świetnie oddała karaibski klimat Wysp Dziewiczych. Wszelakie opisy i dialogi są napisane w bardzo ciekawy sposób. Niestety, fabuła całkowicie mnie rozczarowała. Prawdopodobnie dlatego, że fabuła ta jest całkowicie sprzeczna z zasadami, którymi ja kieruję się w życiu.



Wykreowani przez autorkę bohaterowie nie zyskali zbyt wiele mojej sympatii. Nie polubiłam żadnej postaci do tego stopnia, by się z nią utożsamiać. Większość bohaterów uważałam po prostu za dziwaków, których często nie mogłam zrozumieć. Wydawać by się mogło, że ich dziwactwo czyni ich oryginalnymi, jednak jest zupełnie odwrotnie. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu nie będę pamiętała nawet ich imion.



Szata graficzna tej powieści zasługuje na duże brawa. Kolorowa, oryginalna, nawiązująca do kultury zachodniej. Trochę to zabawne, a z drugiej strony smutne, że okładka zrobiła na mnie bardziej pozytywne wrażenie niż treść całej książki.



Podsumowując, „Kraina miłości i zatracenia” osobiście dla mnie była niewypałem. Kazirodztwo jest dla mnie tematem tabu, który zdecydowanie nie powinien być poruszany w książkach, zwłaszcza przeznaczonych dla młodzieży. Całościowo powieść ta nie była zła. Być może dla Was będzie ona strzałem w dziesiątkę. Mnie jednak do siebie nie przekonała.





Moja ocena: 4/10




Za możliwość przeczytania, dziękuję







Ktoś z Was już czytał? Jakie wrażenia?
Co sądzicie o książkach o takowej tematyce?





Girl from Stars




6 komentarzy:

  1. Mi też nie podobało się w niej parę rzeczy, m.in. wspomniane przez Ciebie kazirodztwo. Bez tego książka byłaby o wiele lepsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po książkę zdecydowanie nie sięgnę i będę jej unikać jak ognia.
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja opinia spowodowała to, że bardzo zaintrygowałaś mnie tą książką. Możliwe (teraz cierpię na brak czasu), że kiedyś sięgnę po "Krainę miłości i zatracenia" by wyrobić sobie o niej własne zdanie.

    Pozdrawiam,
    czytaniamania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie jestem specjalnie religijna, ale temat kazirodztwa też by mnie odrzucił ;/
    http://justboooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Spodziewałam sie lepszej oceny po tej książce :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem tak: jak już wyjdziesz z uwielbienia dla Colleen Hoover i jej podobnych grafomanek, to przeczytaj tę ksiazkę jeszcze raz może dostrzeżesz coś więcej niż opisany - bardzo subtelnie z klasą i smakiem, wątek kazirodztwa. To jest książka o poszukiwaniu siebie, swojego miejsca w życiu i przystosowaniu się do nowych warunków życia w amerykańskiej kolonii. Może też to dostrzeżesz, jeśli w końcu otworzysz mózg na wartościowe ksiązki, zamiast zaczytywać się w śmieciach pokroju wyżej wspomnianej pani i jej podobnym.

    OdpowiedzUsuń