~Witajcie kochani!
Zapraszam na zestawienie najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w 2024 roku ♥
Przyznam szczerze, że nigdy nie byłam zwolenniczką „slow burn romance”, ale w przypadku historii Riona i Haelyn kompletnie przepadłam. Relacja jaka się między nimi zrodziła została poprowadzona w idealnym tempie. Świetne jest to, że możemy poznać tę historię zarówno z perspektywy Riona jak i Haelyn.
Choć gdzieś tam z tyłu głowy domyślałam się w jakim kierunku podąża ta historia, to jednak nie spodziewałam się, że ta końcówka aż tak zmiażdży mnie emocjonalnie. Scena nad rzeką pokazała prawdziwe oblicze depresji. Pokazała, że czasem miłość i wsparcie ze strony bliskich nie są wystarczające w walce z tą ciężką chorobą. Warto w tym miejscu również zaznaczyć, że Aleksandra Muraszka nie romantyzuje całej historii. Bezwarunkowa miłość nie była tu lekiem na każde zło. I za to należy się duży plus.
Choć gdzieś tam z tyłu głowy domyślałam się w jakim kierunku podąża ta historia, to jednak nie spodziewałam się, że ta końcówka aż tak zmiażdży mnie emocjonalnie. Scena nad rzeką pokazała prawdziwe oblicze depresji. Pokazała, że czasem miłość i wsparcie ze strony bliskich nie są wystarczające w walce z tą ciężką chorobą. Warto w tym miejscu również zaznaczyć, że Aleksandra Muraszka nie romantyzuje całej historii. Bezwarunkowa miłość nie była tu lekiem na każde zło. I za to należy się duży plus.
***
Tej historii się nie czyta. Ją się PRZEŻYWA.
Nie jest ona łatwa, ale niesamowicie angażuje czytelnika, sprawiając, że ciężko się od niej oderwać. Jest to zasługa świetnego pióra autorki. Jej niezwykłego talentu do przelewania emocji na papier. Jeśli tak jak ja, lubicie twórczość Hoover, czy B.C. Cherry to jestem przekonana, że zakochacie się również w twórczości Muraszki.Bardzo spodobał mi się wątek kryminalny wprowadzony do tej części. Nadał on dodatkowego koloru tej historii, która w pierwszej połowie skupia się głównie na aspektach psychologicznych.
Zakończenie jest jak ta przysłowiowa „wisienka na torcie”. Choć pewnej kwestii domyśliłam się wcześniej, to i tak nie byłam przygotowana na to, co przygotowała autorka. Wy też nie będziecie. Jestem tego pewna.
***
Historia została opowiedziana aż z czterech perspektyw. Początkowo miałam obawy, że to trochę za dużo, jednak każda z tych bohaterek została świetnie wykreowana, a poznawanie ich losów było czystą przyjemnością. Kobiety te pochodzą z różnych kręgów, mają inne charaktery i pasje.
Kolejną rzeczą, która skradła moje serducho to bardzo subtelnie poprowadzone wątki romantyczne. Była to świetna odskocznia od klasycznych romansów, jakie miałam okazję w ostatnim czasie przeczytać.
***
Jeśli chodzi o samą konstrukcję powieści, jest ona naprawdę ciekawa i momentami ciężko się od niej oderwać. Utrzymana jest ona w klimacie „Dark academy”, co bardzo mi się spodobało. Odnoszę jednak wrażenie, że wątek kryminalny, związany ze śmiercią ucznia wszedł całkowicie na pierwszy plan, tak jakby autorka zapomniała, że miała być to fantastyka.
Wykreowani przez Monę Kasten bohaterowie są zupełnie różni, dzięki czemu każdy wnosi coś innego do historii. Początkowo nie byłam przekonana do Zoey, która w moim odczuciu była rozkapryszoną córeczką nadzianej i znanej na całym świecie mamusi. Na całe szczęście przechodzi ona przemianę, dzięki czemu na końcu da się już lubić.
Mona Kasten tą powieścią pokazuje, że nie straszne jej wyzwania. Choć parę kwestii jest do dopracowania, to jednak uważam, że trylogia ta ma spory potencjał. Pomimo tych kilku mankamentów, czytało się to naprawdę dobrze i jestem ogromnie ciekawa kolejnej części.
Wykreowani przez Monę Kasten bohaterowie są zupełnie różni, dzięki czemu każdy wnosi coś innego do historii. Początkowo nie byłam przekonana do Zoey, która w moim odczuciu była rozkapryszoną córeczką nadzianej i znanej na całym świecie mamusi. Na całe szczęście przechodzi ona przemianę, dzięki czemu na końcu da się już lubić.
Mona Kasten tą powieścią pokazuje, że nie straszne jej wyzwania. Choć parę kwestii jest do dopracowania, to jednak uważam, że trylogia ta ma spory potencjał. Pomimo tych kilku mankamentów, czytało się to naprawdę dobrze i jestem ogromnie ciekawa kolejnej części.
***
Historia Emery boleśnie pokazuje, jak choroba wpływa na relacje między bliskimi. Niezwykle trudna relacja jest między główną bohaterką a jej mamą, która po stracie jednego dziecka, dowiaduje się, że jej drugie dziecko czeka prawdopodobnie ten sam los…
Zakończenie, jak i cała historia były dość przewidywalne, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w odbiorze tej książki.
Pod tą niepozorną okładką skrywa się naprawdę wzruszająca historia, pełna wartościowych myśli, które nie raz skłoniły mnie do refleksji. Być może i nie uroniłam łez, ale czułam wewnętrzny smutek i żal. „Pod drzewem sykomory” to powieść przypominająca, że każdy dzień jest darem, który powinniśmy w pełni wykorzystać.
***
Muszę przyznać, że ta powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jest to historia kompletna, przemyślana i dopracowana. Jej największym atutem jest dokładnie przedstawienie choroby, z jaką zmaga się główna bohaterka, czyli OCD – zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Często bywa tak, że choroby są traktowane w książkach jako ckliwy dodatek, który z każdym kolejnym rozdziałem ginie na tle innych wątków. W tym przypadku można sporo się dowiedzieć o tej chorobie. Zrozumieć, z czym zmagają się osoby, borykające się z OCD.
„Do ostatniego słowa” otwarcie przedstawia szkolną rzeczywistość, przepełnioną okrucieństwem nastolatków. Pokazuje ślepe podążanie za innymi, dostosowanie się do pewnych standardów, w celu wspinania się po szczeblach szkolnej hierarchii. Choć główna bohaterka przyjaźni się z jednymi z najpopularniejszych dziewcząt w szkole, już od pierwszych stron czuć bijącą od niej samotność.
Bardzo spodobał mi się wątek klubu poezji. Polubiłam członków tego tajnego stowarzyszenia. To, co sobą reprezentowali. Ich unikalną twórczość. I to miejsce, który stworzyli by móc schować się przed światem, a przy tym wykrzyczeć to, co tkwi w ich duszach.
Zakończenie mocno zbiło mnie z pantałyku. Kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Początkowo nie wiedziałam co o nim myśleć, ale z czasem doszłam do wniosku, że było ono na swój sposób wyjątkowe.
„Do ostatniego słowa” to bardzo wartościowa historia o odnajdywaniu samego siebie, akceptowaniu naszych słabości. To powieść o ogromnej samotności, ale i o prawdziwej przyjaźni. Jest to książka, która z pewnością zasłużyła na większy rozgłos.
***
Genialne połączenie.
Każdy rozdział rozpoczyna się tekstem piosenki z albumu „Botanika”. Każdy z nich jest wyjątkowy na swój sposób. Myślę, że gdyby ktoś skomponował do tego odpowiednią muzykę, to powstałyby genialne utwory.
Bardzo spodobał mi się sposób narracji – Daria zwraca się bezpośrednio do zmarłego chłopaka, dzięki czemu angażowałam się w tą historię jeszcze mocniej. Co do zakończenia – z jednej strony uważam, że było ono w punkt i z pewnością zapadnie na dłużej w mej pamięci, choć z drugiej strony nie pogardziłabym króciutkim epilogiem z dalszymi losami Darii.
Kupujcie i czytajcie w ciemno. Daję wam słowo, że się nie zawiedziecie.
***
„Kwartet sezonowy” – piękne i idealne określenie tej niezwykłej serii. Każda część niejako reprezentuje inną porę roku. Nie musicie przejmować się kolejnością czytania, bowiem każda część stanowi odrębną historię. To co jednak łączy każdą z tych historii, to przedstawienie niezwykłej siły przyrody.
Po raz kolejny Wydawnictwo Literackie przeszło samych siebie. Wydanie tej historii jest perfekcyjne w każdym calu. Ilustracje Lisy Aisato idealnie współgrają z treścią.
***
Bardzo spodobał mi się motyw korespondencyjnych przyjaciół, choć stało się tak zapewne przez wzgląd na charakter tych wiadomości. Po przeczytaniu kilku pierwszych listów była trochę zaskoczona, jednak każdy kolejny bawił mnie coraz bardziej. Ich wzajemne uszczypliwości i obrażanie adresata, nadały tej powieści oryginalny charakter.
Rozdziały w których zawarte były treści listów podobały mi się zdecydowanie bardziej. To było ciekawe doświadczenie móc dzięki nim obserwować jak zmienia się ich relacja. Jak do wzajemnej niechęci i poniekąd nienawiści, wkrada się delikatny flirt.
Główny plot twist jest dość prosty do odgadnięcia, choć jego niektóre szczegóły były w moim odczuciu dość naciągane. Jest to jeden z wcześniej wspomnianych przeze mnie mankamentów. Drugim z nich jest naiwność Naomi, której myślenie czasem sugeruje, że jest nastolatką, a nie dorosłą kobietą. Mimo to spędziłam z nią miło czas i pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia, a to o czymś świadczy.
***
Ale to było dobre!
Po romantasy nie sięgam zbyt często. O dylogii „Tajemnice króla Shepherda” słyszałam jednak same dobre rzeczy, dlatego postanowiłam sprawdzić o co ten cały szum wokół tej historii. Z pewnością nie przebija ona moich ukochanych Dworów Maas (a zwłaszcza „Dworu mgieł i furii”), ale jest to kawał naprawdę dobrej fantastyki.
Koncepcja kart była dość nietuzinkowa. Mam jednak nadzieję, że w drugiej części, ten temat zostanie rozwinięty, bowiem opisane są tu działania zaledwie trzech czy czterech kart. Cała historia spowita jest mroczną i tajemniczą aurą, która dodatkowo wzbudza ciekawość w czytelniku.
Bardzo spodobał mi się wątek romantyczny, choć było go stosunkowo niewiele. I właśnie ta jego nienachalność totalnie mnie kupiła. Bohaterowie wykreowani są dość dobrze, choć brakuje im jakiejś iskry. Być może obudzi się ona w drugiej części. Zdecydowanie najbardziej intrygującą postacią tej powieści jest Koszmar.
***
To miał być zwyczajny dzień w szkole. Wystarczył jeden strzał by rozpętał się chaos…
Z pewnością jest to książka trudna, przepełniona wieloma emocjami. Z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy bliżej bohaterów. Obserwujemy jak to traumatyczne przeżycie wpłynęło na uczniów i ich rodziny. Dość łatwo domyślić się kto stoi za zamachem w szkole, choć motyw tej osoby nadal pozostaje dla mnie zagadką.
Trochę mniej podobała mi się ta historia wraz z rozwojem relacji Leah i Noah. Być może dlatego, że nie do końca byłam do niej przekonana. Przegapiłam moment, w którym ich relacja wkroczyła na inny poziom. Czegoś ewidentnie mi w niej zabrakło.
Autorka zakończyła tą powieść dość nietypowym plot twistem, choć dla mnie i tak największym zaskoczeniem jest fakt, że nie jest to historia jednotomowa. Ciekawa jestem, jakie pomysły na drugą część ma autorka. Liczę na to, że wątek radzenia sobie z traumą i żałobą nadal będzie kluczowym motywem tej historii.
***
„Czas motyla” to jedna z tych powieści, które w sposób nienachlany skłaniają czytelnika do wielu refleksji. Choć poruszane są w niej trudne tematy, takie jak m.in. choroba, strata bliskich, czy przygotowanie się do śmierci, to cała historia nie jest przygnębiająca. Wręcz przeciwnie – daje nadzieję. Otwiera oczy na pewne sprawy. Sprawia, że zaczynamy dostrzegać jak wielkim skarbem jest życie i bliscy naszemu sercu ludzie.
W historię został wpleciony delikatny wątek fantastyki, w postaci anioła śmierci. Cieszy mnie bardzo fakt, że autorka nie zdecydowała się na wciskanie do fabuły wątku romantycznego. Bo ta historia to coś więcej niż nastoletnie zauroczenia.
Sporo w tej powieści emocji. Często niezbyt łatwych. Ale to dzięki nim najważniejsze lekcje wynikające z tej historii, wybrzmiewają wystarczająco donośnie. Kochajmy. Wybaczajmy. Zatrzymajmy się choć na chwilę. Poświęćmy minutę na rozmowę z drugim człowiekiem. Doceniajmy każdy dzień. Żyjmy tak, jakby jutra miało nie być.
***
Powieści Erin Stewart nie należą to prostych i łatwych historii. Wykreowani przez nią bohaterowie borykają się z różnymi problemami. W tym przypadku mamy do czynienia nie tylko z traumą po tragicznym wypadku i żałobą po stracie bliskich, ale przede wszystkim z samoakceptacją. Umiejętnością pokochania siebie, nawet z najgorszymi bliznami i defektami.
To, co wyróżnia autorkę, to oryginalny pomysł na fabułę. Na tle masy innych powieści młodzieżowych potrafi się wybić. Dostarczyć czytelnikowi „powiew świeżości”. Nie serwuje kolejnych utartych schematów. Wybija się swoją gamą kolorów na tle szarych, masowo wydawanych młodzieżówek.
Znacie którąś z powyższych powieści? ♥
Jakie powieści trafiły do Waszego rankingu najlepszych książek 2024 roku? ♥
Girl from Stars
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz