piątek, 16 czerwca 2017

[104] Kirsty Moseley - "Nic do stracenia. Wreszcie wolni"


~Witajcie kochani!

Koniec roku szkolnego już tuż, tuż :) Te ostatnie dwa tygodnie były naprawdę ciężkie. Udało mi się jednak osiągnąć cel, jaki sobie ustanowiłam,a mianowicie świadectwo z czerwonym paskiem :D Jestem z siebie niesamowicie dumna :D Teraz tylko zdać egzaminy zawodowe i ... Wakacje :)

Ale to dopiero w przyszłym tygodniu :)
A na dziś przygotowałam dla Was recenzję II tomu serii "Nic do stracenia" Kirsty Moseley. Zapraszam!





Autor: Kirsty Moseley
Tytuł: "Nic do stracenia. Wreszcie wolni"
Ilość stron: 335
Wydawnictwo: Harper Collins
Data premiery: 24 maja 2017









Początek mojej przygody z Kirsty Moseley rozpoczął się wraz z książką „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”. Historia ta zyskała moją przychylną opinię, dlatego też, gdy wkrótce na rynku wydawniczym ukazała się kolejna książka tej autorki, bez wahania po nią sięgnęłam. „Nic do stracenia. Początek” mimo świetnego początku, nie zachwyciło mnie aż w tak dużym stopniu jak poprzednia pozycja. Nie mniej jednak ciekawość wzięła górę i tak oto w moje ręce wpadła kontynuacja przygód Ashtona i Anny. Jak wypadł II tom w porównaniu do pierwszej części?



Ojciec Anny Spencer zostaje wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Od tej pory Anna przestaje być anonimową nastolatką i coraz trudniej chronić jej prywatność. Ashton Taylor ma więc jeszcze bardziej skomplikowane zadanie. Niebawem odbędzie się proces prześladowcy Anny, Cartera Thomasa, który marzy tylko o tym, jak ją odzyskać. Anna ufa Ashtonowi i zaczyna wierzyć w jego miłość, chociaż nadal jest pewna, że nie zasługuje na szczęście. Jednak zanim się okaże, czy mogą być razem, będą musieli walczyć o życie.



W II tomie autorka niestety wciąż kontynuuje swój błąd. Kirsty Moseley po raz kolejny skupiła się tylko i wyłącznie na wątku romantycznym. Ja rozumiem, że jest to romans dla młodzieży, ale jednak jeśli autor wplata w fabułę motyw sensacyjny: gangi, mafie, morderstwa; to jednak to do czegoś zobowiązuje. Podczas czytania I tomu nie mogłam się doczekać jakiegoś nagłego zwrotu akcji, który przyprawiłby mnie o szybsze bicie serca. Niczego się jednak nie doczekałam. Nie skreśliłam jednak tej autorki, bo byłam pewna, że w II tomie zwali mnie z nóg. Coś jednak nie wypaliło.



Dużym rozczarowaniem był dla mnie również fakt, iż autorka zepchnęła postać Cartera na zupełny margines. Pani Moseley wykreowała naprawdę ciekawą i intrygującą postać. Niestety kompletnie nie potrafiła wykorzystać jej potencjału. Ogromna strata.



Gdy jednak dotarłam do wątku sensacyjnego (któremu autorka poświęciła zaledwie kilka rozdziałów), spotkało mnie kolejne rozczarowanie. W pewnym momencie za głowę się łapałam, gdy autorka przedstawiała tak nierealny bieg zdarzeń. Postrzał w obojczyk? Żadne zagrożenie! Ledwo draśnięcie! Postrzelony i brutalnie pobity facet pokonujący sześciu dorosłych i naprawdę groźnych facetów? Rozumiem, że autorka chciała stworzyć odważnego i silnego bohatera, ale trzeba znać pewne granice.



Styl pisania autorki nie uległ zmianom. Jej historie czyta się lekko i przyjemnie. Problem tkwi jednak w kompletnie nieprzemyślanej fabule. Odnoszę wrażenie, jakby ta część powstała „na siłę”. Czy tylko mnie dziwi to, że II tom  ukazał się już miesiąc później po oficjalnej premierze I tomu?



Na miejscu autorki nie dzieliłabym tej historii na dwie części. Wystarczyło zrobić z tej historii jeden, porządny tom. Bardziej urzeczywistnić całą fabułę: pokazać głównych bohaterów w niedoskonałym świetle, a ich cukrowo – bajkową miłość przedstawić tak, by czytelnik wiedział, że ma do czynienia z dojrzałym autorem, a nie fantazjującym nastolatkiem.



„Nic do stracenia. Wreszcie wolni” zdecydowanie nie zaspokoiło moich oczekiwań. Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Dobrze, że autorka zdecydowała się zakończyć całą historię przy drugim tomie. Nie jestem pewna czy zdołałabym się zmusić do sięgnięcia po kontynuację.





Moja ocena: 6/10




Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.







Ktoś z Was już czytał?
Jak oceniacie twórczość tej autorki?




Girl from Stars

5 komentarzy:

  1. Pomimo tego, że z reguły nie czytam książek w takim klimacie, ta mnie zainteresowała opisem. Jednak widząc Twoje rozczarowanie, jeszcze raz muszę przemyśleć czy na pewno chcę po nią sięgnąć.

    Pozdrawiam serdecznie i w wolnej chwili zapraszam do mnie na konkurs.
    niezapomniany-czas-czyli-o-ksiazkach.blogspot.com/2017/06/drugie-rozdanie-na-blogu.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponieważ czytałam 1 cześć i się załamałam, uznałam, ze druga będzie stratą czasu. Dobrze, że nic mnie nie ominęło. Ta książka nie powinna powstać.
    Serdecznie zapraszam na recenzję Tysiąca Pocałunków.
    http://polecam-goodbook.blogspot.com/2017/06/tysiac-pocaunkow-moze-troche-ponad.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że w oryginalnej wersji cała historia została wydana w jednym tomie, a w Polsce podzielona (ale mogę się mylić). Nie zmienia to faktu, że bardzo szkoda tak zmarnowanej historii, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie. A to po prostu kolejny przeciętny romans...
    Read With Pasion

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ją uwielbiam ;)
    https://justboooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń