Już prawie połowa miesiąca, a ja dopiero przychodzę do Was z pierwszą lipcową recenzją. Niech ktoś sprawi, by doba była odrobinę dłuższa, bym znalazła choć chwilę na czytanie. Będę wdzięczna ♥
Autor: Emily Giffin
Tytuł: "Kłamstwa od serca"
Ilość stron: 392
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 21 czerwca 2021
Druga nad ranem. Nowy Jork. Bar. Dwudziestoośmioletnia Cecily topi smutki w alkoholu. Zastanawia się, czy popełniła błąd, zrywając z Matthew, swoim wieloletnim chłopakiem. W chwili słabości sięga po telefon, żeby do niego zadzwonić, ale siedzący obok mężczyzna radzi jej: „Nie rób tego. Będziesz żałować”. Zaskoczona Cecily zaczyna z nim rozmawiać. Następnego dnia budzi się obok nieznajomego...
Przygoda na jedną noc zmienia się w poważny związek. Grant i Cecily wyznają sobie miłość. Jednak pewnego dnia on przestaje się odzywać, nie odbiera telefonów. Dosłownie znika.
Kiedy świat wstrzymuje oddech po ataku na World Trade Center, Cecily zauważa zdjęcie Granta na plakacie z zaginionymi. Szuka go kobieta… Do Cecily dociera, że nie była tą jedyną. Zdruzgotana próbuje zrozumieć, co było prawdą w ich związku zbudowanym na kłamstwie. Zastanawia się, czy serce można tak łatwo oszukać. Odpowiedź, jaką znajduje, okazuje się zupełnie inna, niż się spodziewała…
***
„Kłamstwa od serca” zwróciły moją uwagę jakiś czas temu przez wzgląd na poruszany w niej motyw tragedii z 11 września 2001 roku. Nie miałam dotąd okazji poznać żadnej historii Gifffin, choć nie da się ukryć, że słyszałam o nich wiele dobrego.
Początek mocno mnie zaintrygował i podświadomie czułam, że ta historia może być naprawdę dobra. Jednak po ataku na WTC, mój zachwyt nad tą książką zaczął sukcesywnie spadać. Z każdym kolejnym rozdziałem robiło się coraz bardziej monotonnie. Dlaczego? Za mało w tym wszystkim było emocji.
Cecily miota się w swoich uczuciach przez praktycznie całą książkę. Momentami odnosiłam wrażenie, że sama nie do końca wie, czego tak naprawdę chce. Wraz z kolejnymi rozdziałami wzrasta ilość jej wewnętrznych rozterek i monologów, które czasami niewiele wnoszą do całej historii, przez co jej lektura była dla mnie momentami nużąca.
Nie da się ukryć, że „Kłamstwa od serca” to dość zawiła historia. Autorka cały czas zostawia sobie otwartą furtkę, by za chwilę z niej skorzystać i w skomplikowany sposób odwrócić bieg historii. Rzuca swoim bohaterom kłody pod nogi, aby w ostatecznym rozrachunku zawalczyli o siebie, o swoje szczęście.
Oczekiwałam czegoś więcej, przez co czuję spory niedosyt. Nie mniej jednak jest to historia godna Waszej uwagi.
W końcu nadeszły upragnione przez nas wszystkich wakacje! :) Szkoda tylko, że z tak szarą i smutną pogodą :/ W taką pogodę większość z nas zostaje w domu. To idealny moment by usiąść wygodnie w fotelu z kubkiem ulubionej herbaty czy też filiżanką dobrej kawy, wraz z jakąś ciekawą lekturą :)
Ja dzisiaj przychodzę do Was z recenzją "Wyśnionych miejsc" :)
Ten post jest wyjątkowy! Dlaczego? Otóż jest to okrągły SETNY post! :D Na dodatek jest nim recenzja pięknej powieści mojej ulubionej autorki Colleen Hoover <3 Zapraszam!
Autor: Colleen Hoover
Tytuł: "Ugly love"
Ilość stron: 344
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 13 kwietnia 2016
Colleen Hoover jest zdecydowanie moją ulubioną pisarką. Moje
serce zdobyła powieścią „Maybe Someday”, która do dziś dnia, jest jedną z moich
ulubionych. To, co najbardziej uwielbiam w książkach pani Hoover to niezwykła
dawka emocji i zakończenie, które zawsze zwala mnie z nóg. Nic więc dziwnego,
że gdy w księgarniach pojawiła się jej najnowsza powieść „Ugly love”,
wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać …
„Miłość nie zawsze jest ładna. Czasami wciąż masz nadzieję,
że w końcu będzie inaczej. Lepiej. A potem, zanim się zorientujesz, znowu
jesteś w punkcie wyjścia, a serce zgubiłeś gdzieś po drodze.”
Kiedy Tate, początkująca pielęgniarka, wprowadza się do
mieszkania swojego brata, nie spodziewa się tak gwałtownych zmian w życiu.
Wszystko przez przystojnego pilota Milesa Archera.
Miles ustala tylko jedną regułę ich związku: nie pytaj o przeszłość i nie
oczekuj przyszłości. Gdy ta sytuacja staje się nie do wytrzymania i prowokuje
do pytań, ożywają jego dramatyczne wspomnienia.
Serca zaczynają szybciej bić, obietnice zostają złamane,
reguły przestają obowiązywać… Tej powieści się nie czyta, tylko przeżywa – całą
sobą, sercem i duszą, a po zakończeniu nic już nie jest takie samo.
„Nie wierzę w propozycje remisów. To wykręty ludzi, którzy
się boją, że przegrali.”
Historia zawarta w „Ugly love” podzielona jest na dwie
części: tą, która dzieje się w teraźniejszości, oraz tą, która zdarzyła się w
przeszłości. Obie historie są ze sobą sciśle powiązane – skutki tego, co zdarzyło
się w przeszłości możemy zauważyć w teraźniejszości. Z każdą kolejną
przeczytaną stroną odkrywamy kolejne tajemnice z przeszłości, a zakończenie
jest niezwykle wzruszające i potrafi rozbic serce na drobne kawałeczki. Tak
było przynajmniej w moim przypadku.
„Czasami dopiero w momencie spotkania zdajesz sobie sprawę z
tego, jak bardzo ci kogoś brakowało.”
Pani Hoover posiada niezwykle przyjemny (choć łatwy) styl
pisania. Jej historie nie są banalne, po ich przeczytaniu wiesz, że długo
będziesz czekać, by znów przeczytać coś równie dobrego. To, co jednak jest
najbardziej cenne w jej powieściach to ten niezwykły bukiet emocji, które jak
tornado całkowicie tobą zawłada. Podczas
czytania „Ugly love” towarzyszył mi śmiech
jak i łzy, wściekłość jak i radość. Ta niezwykła dawka emocji sprawiła,
że ta książka na długo pozostanie w mej pamięci.
Autorka stworzyła ciekawe postacie: pewną siebie, czerpiącą jak najwięcej z
życia Tate i zagubionego, popełniającego
błędy, zaskakującego Milesa. W przypadku Milesa spotkało mnie miłe zaskoczenie.
Nie miałam tutaj do czynienia z stereotypowym facetem, który występuje w
większości romansów. Zamiast zabójczo przystojnego i idealnego faceta, dostałam
zagubionego mężczyznę, który tak jak każdy popełnia błędy.
„Czasami człowiek nie ma aż tyle siły, żeby znieść widma
przeszłości.”
Początkowo byłam dość rozczarowana wyglądem okładki. Jednak
po przeczytaniu historii stwierdziłam, że idealnie oddaje charakter tej
powieści.
Podsumowując, książka „Ugly love” jest kolejnym sukcesem
Pani Hoover. Jest to powieść o umiejętności przebaczenia sobie samemu. Pokazuje
ona, że nie można cały czas rozdrapywać starych ran. Należy je zaakceptować i
żyć dalej. Gorąco polecam!
Mam dla Was dzisiaj recenzję "bestsellera", który rzekomo jest dobrą i porywająca historią, która jednak nie spełniła moich oczekiwań. O jakiej książce mowa? Przekonajcie się sami :)
Autor: Becca Fitzpatrick
Tytuł: "Szeptem"
Ilość stron: 330
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2010
Polowałam na tę książkę już od dłuższego czasu, gdyż słyszałam wiele dobrych opinii na temat tej książki. Pomyślałam sobie: Dlaczego nie?
Jednak czy książka ta, była aż tak dobra?
Książka ta opowiada jakże klasyczną i znaną wszystkim historię: intrygujący, tajemniczy i mroczny chłopak kontra cicha, spokojna i miła dziewczyna. Choć poczatkowo nie ukrywają się ze swoją niechęcią do siebie nawzajem, to jednak od początku czuć ich wzajemne przyciąganie. Nora postanawia jak najwięcej dowiedzieć się o tajemniczym Patchu. W całą tą historię wplatają się także Vee - przyjaciółka Nory, Elliot - namolny chłopak, nie umiejący przyjąć kosza od dziewczyny, Jules - cichy i skromny przyjaciel Julesa. Podczas całej akcji Nora zaczyna odkrywać całkiem nowy świat, dzięki któremu dowiaduje się, że anioły nie żyją tylko w niebie, Akcja robi się coraz bardziej dramatyczna, gdy ktoś zaczyna czyhać na życie Nory ...
Moja ocena: 5/10
Sięgając po "Szeptem" miałam nadzieję na przeczytanie dobrej fantastyki połączonej z romansem, a dostała mi się banalna historia z przewidującym zakończeniem. Po przeczytaniu może stu stron, wiedziałam już, kto poluje na Norę i jak zakończy się ta cała historia. Książka jest banalna, bez jakiejś rozbudowanej fabuły, pozbawiona wszelkich opisów emocji głównej bohaterki. Jedną z nielicznych zalet książki, jest jej okładka, która zdecydowanie trafiła w mój gust.
Podsumowując książka "Szeptem" nie jest jakimś fenomenem, Jeśli nie masz nic pod ręką to przeczytaj. Jeśli jednak masz inny wybór, to doradzam wybranie bardziej wartościowej i ciekawej pozycji.
Moim sercem całkowicie zawładnęły książki Colleen Hoover, więć pewnie nie zdziwicie się, że dziś mam dla Was kolejną recenzję jej twórczości. Dziś chciałabym zaprezentować Wam drugą część "Hopeless", a mianowicie - "Losing Hope" :) Zapraszam :)
Autor: Colleen Hoover
Tytuł: "Losing Hope"
Ilość stron: 356
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2015
CZASAMI, ABY PÓJŚĆ NAPRZÓD, TRZEBA NAJPIERW SIĘGNĄĆ GŁĘBOKO W PRZESZŁOŚĆ.
Przekonał się o tym Dean Holder. Przez wiele lat zmagał się z poczuciem winy, że kiedyś pozwolił odejść małej dziewczynce. Od tego czasu szukał jej uparcie, ale nie spodziewał się, że gdy ponownie się spotkają, ogarną go jeszcze większe wyrzuty sumienia.
"Losing Hope" to historia trojga młodych ludzi naznaczonych przez traumatyczne doświadczenia. Każde z nich wybrało inny sposób na to, by sobie z nimi poradzić - nie każde z nich wybrało życie.
Czy jest taka tragedia, po której nie da się odzyskać nadziei?
Moja ocena: 8/10
Po przeczytaniu świetnej książki "Hopeless" postanowiłam, że koniecznie muszę przeczytać kolejną część. Przyznam, że początkowo bałam się jednak rozczarowania, gdyż czytałam wiele opinii, w których czytelnicy twierdzili, że "Losing Hope" powiewa nudą, ponieważ historia jest dokładnie taka sama, jak w poprzedniej części. Otóż nic bardziej mylnego ! :)
"Losing Hope" jest co prawda powtórzoną historią Sky, ale zawiera jednak wiele, jakże ważnych dopowiedzeń. Narratorem drugiej części jest Holder. To jego emocje i uczucia możemy w pełni zrozumieć. Książka ta pozwala na odpowiedzenie na wiele podstawowych pytań: Jak zginęła Less i dlaczego to zrobiła? Dlaczego Holder nie lubi, gdy mówi się do niego po imieniu?
Dodatkowo pod koniec książki poznajemy dalsze losy Holdera i Sky, co dla mnie było ogromnym plusem, bo po przeczytaniu "Hopeless" czułam "lekki niedosyt" :)
Najlepszym fragmentem był dla mnie moment, gdy Holder czytał list, który zostawiła mu Less. Dopiero w tym fragmencie zrozumiałam jak wiele to rodzeństwo wycierpiało.
Książka ta zawiera także fragment kolejnej części tj. "Szukając Kopciuszka", która tym razem jest opowieścią o przyjacielu Holdera - Danielu.
Książka "Losing Hope" była dla mnie idealnym dopełnieniem. Dopiero po przeczytaniu tej książki, mogłam w pełni zrozumieć zachowanie całej trójki bohaterów. Jeśli spodobało Ci się "Hopeless", to kwestią czasu jest, kiedy sięgniesz po kolejną część :)
Recenzję poprzedniej części "Hopeless" znajdziecie TUTAJ :)
Ktoś z Was czytał "Losing Hope"? Co sądzicie?
Zachęcam Was także do polubienia oficjalnego funpage'a, dzięki któremu będziecie cały czas na bieżąco :)
Ostatnimi czasy, coraz częściej trafiam na świetne książki, które mnie trafiają w najwrażliwsze miejsca mej czytelniczej duszy. Wczoraj przez cały dzień miałam tzw. kac książkowy. Był on spowodowany tragicznym (jak dla mnie) zakończeniem rewelacyjnej książki. Do dziś nie mogę się pozbierać :) Co to za książka? Ciekawych zapraszam na recenzję :)
Autor: Alexandra Bracken
Tytuł: "Mroczne umysły"
Ilość stron: 450
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2012
Mam na imię Ruby.
Potrafię wedrzeć się do Twojego umysłu, a nawet wymazać wspomnienia. Jako dziecko zostałąm wysłana do obozu "rehabilitacyjnego" dla takich jak ja. Zieloni, Niebiescy, Żółci, Pomarańczowi, Czerwoni. Mroczne umysły. Zostałam przydzielona do Zielonych, ale w rzeczywistości jestem ostatnią z Pomarańczowych. Ukrywam to, żeby przetrwać.
Moja ocena: 9/10
Gdy ostatnio czytałam książki Colleen Hoover myślałam, że już żadna historia nie będzie potrafiła mi już bardziej złamać serca ...
Myliłam się.
Zakończenie "Mrocznych umysłów" było po prostu tak ... nieprzewidywalne, dramatyczne i na swój sposób romantyczne, że pokruszyło moje delikatne czytelnicze serce na miliony kawałeczków.
No ale zacznijmy od początku!
Główną bohaterką jest Ruby - szesnastoletnia dziewczyna, należąca do grupy Pomarańczowych. W wieku dziesięciu lat wykryto u niej (jak u większości dzieci) OMNI- ostrą młodzieńczą neurodegenerację idiopatyczną. Jest to choroba wytwarzająca w dziecięcych organizmach nadludzkie umiejętności. W przypadku Ruby jest nią umiejętność władania ludzkimi umysłami. Całą historia skupia się na poszukiwaniu Uciekiniera - tajemniczego bohatera, który założył wioskę dla wszystkich dzieci, którym udało się uciec z obozu, który miał im niby pomóc w wyleczeniu OMNI. Podczas całej podróży Ruby musi podjąć decyzję komu może zaufać i musi zmierzyć się z przeszłością ...
Początkowo nie wiedziałam nic nadzwyczajnego w tej książce, nawet wręcz mnie nudziła. Może dlatego, że początek składał się wyłącznie z opisów, gdyż główna bohaterka początkowo nie miała przyjaciół i w zasadzie nie miała z kim rozmawiać. Akcja rozkręca się, a wraz z nią książka staje się ciekawsza, gdy poznajemy kolejnych bohaterów książki: Liama, Pulpeta (nie żartuję :P) i Zu. Od tego momentu rozpoczynają się coraz bardziej rozbudowane dialogi i opisy emocji.
Tak jak już wspomniałam na samym początku największe uznanie dla autorki za to jakże niespodziewane i łamiące serce zakończenie. Książka ta tak bardzo mnie wciągęła, że nie spocznę, puki do moich rąk nie dostanie się kolejna część :)
Polecam :)
Kto z Was czytał? Co sądzicie?
Na samym końcu chciałabym zapytać was o o to, co sądzicie na temat nowego wyglądu bloga, którego projekt wykonała jakże utalentowana Kasia z bloga To i owo - nietypowo :)
A ja powracam do Was z kolejną recenzją. Zapraszam!
Autor: Colleen Hoover
Tytuł: "Hopeless"
Ilość stron: 380
Wydawnictwo: moon drive
Rok wydania: 2014
Uporządkowane i spokojne życie Sky zmienia się z dnia na dzień. wszystko co uważałaza pewnik, okazuje się kłamstwem. Komu ma zaufać? Jakie podjąć decyzje? Czy będzie chciała i mogła wybaczyć? Wciągająca książka, pełna nastoletniej miłości, humoru, ale dotykająca także poważnych tematów ...
Moja ocena: 9/10
Po tym, gdy Colleen Hoover swoją książką "Maybe someday" pokruszyła moje serce na miliony kawałeczków, stwierdziłam, że muszę sięgnąć po inne jej książki. Jako pierwsza w moje ręce wpadła "Hopeless".
Przyznam szczerze, że bałam się, że moja fascynacja tą autorką może trwać tylko i wyłącznie dzięki "Maybe someday" jednak na szczęście się myliłam.
Książka "Hopeless" jest świetną historią pokazującą czym tak naprawdę jest przyjaźń i bezwarunkowe oddanie się drugiej osobie. Historia ta nie jest jakąś banalną historią młodzieńczej miłości przepełnionej jakimiś bezsensownymi kłótniami i rozstaniami. Samobójstwo, molestowanie, przemoc psychiczna, tajemnice - co jeszcze życie ukrywa przed Sky? Czy dziewczyna będzie umiała pogodzić się z odkrytą prawdą? Czy będzie umiała wybaczyć? Czy jej życie będzie takie jak kiedyś?
Uszanowanie dla autorki. Wydawało mi się, że rozgryzłam całą tę historię już w połowie, jednak zakończenie bezceremonialnie zbiła mnie z nóg.
Ogromne oklaski należą się także autorce tej świetnej okładki. Tajemnicza, a zarazem tak bardzo romantyczna; świetnie oddaje charakter książki. Jednym słowem: Perfekt! Jeśłi w przyszłości napiszę własną książkę to jej okładka będzie właśnie w takim stylu ;)
Trzymająca w napięciu, tajemnicza, prawdziwa.
Tak zdecydowanie opisałabym tę książkę.
Zachęcam do przeczytania :)
Recenzję wspominanej książki "Maybe someday" znajdziecie TUTAJ :)
Nie będę rozczulać się zbytnio nad wstępem gdyż muszę jak najszybciej podzielić się z Wami fenomenalną książką, jaką ostatnią przeczytałam :3
Nie trzymam Was dłużej w niepewności, zapraszaszam do czytania :D
Autor: Colleen Hoover
Tytuł: "Maybe Someday"
Ilość stron: 384
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2015
On Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki, w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak złamać czyjeś serce ...
Moja ocena: 10/10
Na początku tak bardzo się śpieszyłam, żeby zdać Wam jak najdłuższą relację moich emocji po przeczytaniu tej książki, a teraz po prostu brakuje mi słów.
Ta ksiaża była genialna.
Jak dotąd nie czytałam żadnej z książek tej autorki, ale bardzo dużo dobrego słyszałam na temat jej twórczości. Postanowiłam więc, że przekonam się sama ile warte są jej książki.
Nie spodziwałam się jednak tak dużej dawki emocji! To wszystko było tak pięknie napisane, że często łapałam się na tym, że po prostu się wzruszałam, co raczej jest rzadką rzeczą u mnie :)
Rozdziały są napisane ze strony Sidney jak i Ridge'a.
Zawsze podziwiałam pisarzy, którzy umieli w dobry i ciekawy sposób opisać uczucia i emocje bohaterów, o przeciwnej płci niż autor. Bądźmy szczerzy - faceci są dość słabi w odczytywaniu emocji kobiet i na odwrót. W większości książek jakie czytałam, męscy autorzy słabo opisywali uczucia bohaterek, przez co bardzo się męczyłam podczas czytania.
A tu takie zaskoczenie.
Brak słów - ta autorka jest świetna. Zarówno w opisach uczuć bohaterów, jak i trzymaniu akcji w napięciu. Bohaterowie są świetnie przedstawieni, opisy nie są nudne - wręcz przeciwnie, czytaelnik sam może poczuć dane emocje bohatera.
Dodatkowym plusem jest "Dodatek", z którym jak dotąd nie spotkałam się w żadnej książce. Tym "Dodatkiem" są piosenki. Żeby było jeszcze lepiej, sa to prawdziwe piosenki napisane i nagrane specjalnie na potrzeby książki, dzięki czemu czytelnik podczas czytania piosenek może ich słuchać. Świetna sprawa :)
Większość z nich zamieściłam na początku postu.
Zachęcam do przesłuchania ich, i oczywiście do przeczytania tej książki, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście :)
Ktoś z Was czytał?
Co sądzicie?
Na końcu chciałam z Wami podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat konkursu piosenki "Eurovision".
Jeśli jesteście na bieżąco, a napewno jesteście, bo trąbią o tym przez cały dzień internety. Wczoraj obywatele Polski, przez głosowanie sms podjęli decyzję, że nasz kraj będzie reprezentować Michał Szpak z piosenką "Colour of your life".
Sama byłam ciekawa kto bęzie nas reprezentował, dlatego też obejrzałam wszystkie występy. Muszę przyznać, że moim faworytem była Margaret z piosenką "Cool me down". Ciekawy wokal, ładna dziewczyna, dobry kawałek wpadający w ucho. Była przez większość typowana na zwyciężczynię. Ale to nie wszystko! Zakłady bukmacherskie w innych krajach obstawiały zwycięstwo Polski, o ile to ona będzie nas reprezentować.
Nie da się jednak ukryć tego, że Margaret się nie popisała. Jej występ był na bardzo słabym poziomie. Śpiewała tak, jak gdyby jej w ogóle nie zależało.
Dzisiaj oczywiście po całych internetach, posypały się hejty, że straciliśmy zwycięstwo, przez to, że Margaret nie pojedzie, tylko Szpak. Dodatkowo Szpak jest porównywany to Conchity Wurst :/
Ludzie, trochę tolerancji. To, że jest on innym, dość oryginalnym człowiekiem, to nie znaczy, że od razu jest skazany na porażkę! Ja mu kibicuję, i mam nadzieję, że odniesie jak największy sukces !