piątek, 17 listopada 2017

[130] Katy Evans - "Ladies Man"




~Witajcie kochani!

W końcu mamy upragniony piątek :)
Po ciężkim tygodniu w końcu nadszedł czas na chwilę przerwy - oczywiście z dobrą książką :D
A jeśli nie macie pomysłu po jaką pozycję sięgnąć, to proponuję Wam książkę, o której Wam nieco dzisiaj opowiem :D

Zapraszam na recenzję!







Autor: Katy Evans
Tytuł: "Ladies Man"
Ilość stron: 370
Wydawnictwo: Kobiece
Data premiery: 5 października 2017










Twórczość Katy Evans, a zwłaszcza jej seria „Manwhore” nie jest mi obca. Mimo iż cała ta seria nie była niczym fenomenalnym i do wybitnych pozycji nie należała, to jednak wspominam ją bardzo pozytywnie. Dlatego też, z chęcią sięgnęłam po kolejną część serii – tym razem o najlepszym przyjacielu Saint’a – Tahoe.



To mężczyzna, z którym nie chodzi się na randki.

To mężczyzna, przed którym ostrzegała cię mama.
To mężczyzna, który złamie ci serce.


Tahoe Roth to najlepszy przyjaciel Malcolma Sainta. Człowiek o twarzy anioła i duszy diabła. Ten facet, którego jedno spojrzenie powoduje przyspieszone bicie serca, seks traktuje jak lekarstwo na wszystko.

Gina jest piękną dziewczyną, która w obecności Tahoe woli być ostrożna. Kiedyś ją odrzucił, a ona odrzuciła jego. Oboje czują się rozbici. Wygląda na to, że tych dwóch części nie można już ze sobą połączyć.
Choć czują do siebie niewiarygodną chemię i fantazjują o sobie bez opamiętania, pozostają jedynie przyjaciółmi. W końcu Gina uświadamia sobie, że jedyny facet, którego pragnie to uparty i niedostępny Tahoe Roth.





Czas spędzony na lekturze „Ladies Man” uważam za jak najbardziej udany.  Pomimo tego, że takich historii jest mnóstwo, a samo zakończenie nie stanowiło dla mnie jakiegoś wielkiego zaskoczenia, to jednak czytało mi się tą pozycję naprawdę dobrze. Być może jest to zasługa lekkiego stylu pisania Katy Evans, dzięki któremu tą pozycję „pochłania” się w naprawdę krótkim czasie.



Autorka wykreowała ciekawych bohaterów, których obdarzyłam dużą sympatią. W jakimś małym stopniu potrafiłam utożsamić się z Giną, której niepewność siebie i niska samoocena tak bardzo utrudniała życie. Z kolei Tahoe jest ucieleśnieniem faceta idealnego – dobrze zbudowany, zabawny troskliwy i  niezwykle seksowny. Autorka stworzyła niezwykłą więź między tą dwójką bohaterów. Może też dlatego ta historia aż tak bardzo mi się spodobała. Zamiast licznych scen seksu, autorka postawiła na budowę więzi, która nie opiera się tylko na tej „fizycznej części” miłości. Nie znaczy to jednak, że książce brakuje nieco pikanterii. Wręcz przeciwnie – autorka zasypuje nas ogromną dawką sarkastycznych „potyczek słownych”, pełnych seksualnych podtekstów. Reasumując – świetnie się bawiłam, podczas czytania tej pozycji.



Fabuła książki jest ciekawa, choć według mnie mało dopracowana. Autorka tylko na kilku stronach odsłoniła wszystkie karty Tahoe, ukazując w pełni jego przeszłość. Trochę szkoda, można było przecież to trochę bardziej pociągnąć. Pozostała część książki to wewnętrzne rozterki Giny. Mimo to, są one napisane ciekawie, „lekkim piórem”, dzięki czemu lektura tej pozycji nie jest uciążliwa.



Odrobinę zawiodłam się na zakończeniu. Z całkiem ładnej i ciekawej historii miłosnej, autorka zrobiła przewidywalny erotyk z banalnym finałem. Przyznam szczerze, że spodziewałam się jednak czegoś więcej.




Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o moim zachwycie nad okładką. Pomińmy sam fakt, że mężczyzna z okładki jest nieziemsko przystojny a jego spojrzenie niezwykle hipnotyzujące. Nie wspomnę już o głębokim i zachwycającym błękicie jego tęczówek … Stop! To nie o nim miało być.

To, co bardzo mi się w tej okładce spodobało, to fakt, iż wydawnictwo nie poszło w schematy i nie dało na okładkę kolejnej ckliwej pary w dwuznacznym momencie. Poza tym, warto zauważyć, że sama postawa modela z okładki nie jest bezcelowa. Ma ono ukryte dno. A jakie? Sprawdźcie sami, sięgając po „Ladies Man”! Polecam!









Moja ocena: 7/10






Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.








Ktoś z Was czytał? :) 

Jeśli tak, to pytanie za tysiąc punktów: 
Kogo wolicie: Saint'a czy Tahoe? :D






Girl from Stars



5 komentarzy:

  1. Faktycznie, samo zdjęcie z okładki chwyta za oko ;) Chociaż jednak wole, gdy na okładkach są grafiki: mają w sobie taki niepowtarzalny klimat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezły przystojniaczek na tej okładce.*u* O jaaa chętnie bym go przygarneła.. Książke też żeby nie było.xD Zapowiada sie fajnie wiec dlaczemu nie?:))
    Buziaczki i zapraszam do nas.<33
    https://teczowabiblioteczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa recenzja. Książkę mam w planach.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie przeczytam i przekonam się, czy be dzie mi odpowiadac.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem naprawdę ciekawa tej książki :) Niedawno wygrałam ją w konkursie, więc już niedługo biorę się za czytanie :)

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń