niedziela, 22 kwietnia 2018

[153] CD Reiss - "Małżeńska gra"



~Witajcie kochani!

Dzisiaj wybiło na blogu równo 70 000 wyświetleń! :D Nie ukrywam, że jestem bardzo zaskoczona, biorąc pod uwagę moją nikłą aktywność na blogu w ciągu tego miesiąca :D
Nie mniej jednak maturę ma się raz w życiu i pasowałoby jakoś ją napisać :D

W  nagrodę za wasza aktywność podsyłam Wam świeżutką recenzję :D
Prawdopodobnie będzie to ostatnia (lub przedostatnia) recenzja do końca połowy maja :)

Zapraszam!





Autor: CD Reiss
Tytuł: "Małżeńska gra"
Cykl: "Marriage games"
Ilość stron: 456
Wydawnictwo: Kobiece
Data premiery: 16 marca 2018













Każdy z nas, często ma ochotę na niezobowiązującą i lekką lekturę, przy której będzie mógł się zrelaksować. Ja w takim przypadku najczęściej sięgam po erotyki. Lekka fabuła, bogaty świat, pełny idealnych mężczyzn i mnóstwo namiętności. Czegóż chcieć więcej? 
Problem jednak pojawia się wtedy, gdy trafiasz na coś okropnie nudnego i bezsensownego. Wtedy Twoja chwila relaksu zamienia się w godzinne męczarnie. Tak właśnie było w przypadku „Małżeńskiej gry” CD Reiss…




Uwodzicielska historia o przekraczaniu granic w miłości i życiu
Kiedy Diana postanawia rozwieść się z mężem, mężczyzna proponuje jej nietypowy układ. Zabierze ją na trzydzieści dni do domku na odludziu, a ona będzie musiała spełnić jego wszystkie żądania. W zamian Adam podpisze papiery rozwodowe i odda jej firmę.
Diana chce przejąć interesy tak bardzo, że zgadza się na wszystko. Nie wie jeszcze, że wkrótce pozna nowe oblicze męża, który od początku małżeństwa ukrywał gorącą tajemnicę. Okazuje się, że Adam jest dominatorem.
Odcięta od świata Diana wykonuje rozkazy męża. Obiecuje sobie, że chociaż odda mu całe ciało, to serce pozostawi niewzruszone. Przynajmniej tak się jej wydaje…




Książka ta była tak nudna, że gdy zobaczyłam ostatnią stronę wprost skakałam z radości, że to już za mną. To było ponad czterysta stron totalnej  nudy, w której nie istnieje coś takiego jak napięcie, zwrot akcji czy nawet najzwyklejsza interesująca fabuła.



To było moje pierwsze spotkanie z erotykiem, w którym miałam do czynienia z BDSM. Jak dotąd nigdy nie sięgałam po tego typu książki, jednak jeśli wszystkie są tak zniewalająco nudne i bezpłciowe, to innym pozycjom chyba podziękuję.



Pomimo tego, że jest to literatura erotyczna, to ponad połowa książki jest poświęcona dziwnym rozterkom i gdybaniom Diany. Samo wspomnienie jej sprawia, że skacze mi ciśnienie. Początek nie był tragiczny, wręcz przeciwnie. Diana była pewną siebie, inteligentną kobietą, która wie, czego chce od życia i stale dąży do tego, by to osiągnąć. Potem jednak autorka zrobiła z niej jakąś głupią panienkę, która nie potrafi podjąć ostatecznej decyzji, a całe dnie spędza na myśleniu „co by było gdyby”. Sam fakt, iż zażądała ona rozwodu, bez w zasadzie żadnej przyczyny było całkowitym niedopracowaniem ze strony autorki.



Nie ukrywam, że postać Diany całkowicie zepsuła moją ocenę tej książki. Jej tu jest zdecydowanie za dużo. Chce wszystko i nic. Irytująca do potęgi. Kobieta, która chce rozwodu, bo czuje, że coś jest nie tak (choć nie wiadomo co), postanawia jednak sprzedać się na miesiąc i być całkowicie poddaną mężowi, by ostatecznie po rozwodzie zebrać wszystko. Bo w końcu jej się to należy. Mhm. Czy tylko mnie taki rozwój sytuacji drażni?



Książki nie uratowała nawet postać Adama, którą szczerze polubiłam. Za dużo było tych wszystkich zgrzytów, bym mogła jakoś wyżej ocenić tą książkę. O samym BDSM nie dowiedziałam się nic więcej ponad to, co już wiem. Ogółem rzecz biorąc, w tak rozbudowanej książce o tym BDSM zbyt wiele nie ma.



Zakończenie książki było dokładnie takie samo jak cała historia, czyli nudne jak flaki z olejem. Z tego co mi wiadomo, jest to pierwsza część serii „Marriage games”, jednak już dziś wiem, że nie sięgnę po kontynuację.







Moja ocena: 4/10







Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.







Ktoś z Was już czytał?
Jak ją oceniacie?
Często sięgacie po erotyki? :)







Girl from Stars

1 komentarz:

  1. Nie była zła, aczkolwiek przypominała nieco poprawionego Greya. Myślę, że z ciekawości sięgne po kolejne tomy.

    Pozdrawiam i zapraszam:
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń