sobota, 7 października 2017

[124] Penelope Ward - "Przyrodni brat"



~Witajcie kochani!

Hej ho! Hej ho! :D

Po miesiącu milczenia, czas na wielki powrót :D
Wrzesień był dla mnie niezwykle zabiegany: powrót do szkoły, przygotowanie do wycieczki, wyjazd do Włoch :D
To wszystko pochłonęło masę mojego wolnego czasu :) Znacznie odbiło się to na moim blogu, na którym od dawno nie było nic nowego publikowane :)

Na całe szczęście wszystko się teraz normuje i mam nadzieję, że posty będą pojawiać się częściej niż raz na miesiąc XD

I z tym pozytywnym akcentem, zapraszam Was na recenzję :)









Autor: Penelope Ward
Tytuł: "Przyrodni brat"
Ilość stron: 272
Wydawnictwo: Editiored
Data premiery: 24 maja 2017











Z bestsellerami New York Timesa bywa różnie. Większość zachwala, poleca i wznosi swe „och-y” i „ach-y” ku niebiosom. Zawsze jednak znajdzie się taka grupa odbiorców, która jest zdecydowanymi przeciwnikami danej historii. Jednak nic w tym dziwnego. Miano „bestsellera” w końcu do czegoś zobowiązuje. Czytelnik sięgający po daną pozycję, która zawiera na okładce takowe miano, zazwyczaj chce być pewien, że w jego ręce trafia coś bardzo dobrego.  Tak było w moim przypadku, gdy sięgnęłam po „Przyrodniego brata” Penelope Ward. Nie spodziewałam się jednak, że czeka mnie aż tak duże rozczarowanie…



BESTSELLER “„NEW YORK TIMESA” I POCZĄTEK FENOMENU...

Dziewczyna nie powinna pragnąć tego, kto ją dręczy.

Greta była cichą nastolatką, a jej życie miało swój spokojny rytm — szkoła, nauka, dorywcza praca i dom... Kiedy pewnego dnia w domu pojawił się jej przyrodni brat Elec, nie była na to przygotowana. Nienawidziła tego, jak wyżywał się na niej, dając upust swojej niechęci wobec nowej rodziny. Nienawidziła tego, że sprowadzał do swojego pokoju różne dziewczyny z ich szkoły. Nienawidziła tego, że coraz bardziej ją fascynował. Zbuntowany, irytujący i odpychający, coraz bardziej pociągał Gretę. Jego aroganckie zachowanie, muskularne ciało, pięknie wyrzeźbiona twarz sprawiły, że jej ciało wbrew umysłowi reagowało tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Łączące ich uczucia zaczęły się zmieniać, aż pewnej nocy przekroczyli granicę, spoza której nie było już odwrotu...

Następnego dnia Elec wrócił do Kalifornii, zniknął z jej życia równie nagle, jak się w nim pojawił. Minęły lata, od kiedy widziała go po raz ostatni. Gdyby nie rodzinna tragedia, która pewnego dnia zaskoczyła wszystkich, pewnie już nigdy nie stanęliby ze sobą twarzą w twarz. Oszołomiona Greta stwierdza, że nastolatek, dla którego straciła głowę, wyrósł na mężczyznę, który dziś potrafi doprowadzić ją do szaleństwa.

Ze śmierci zrodziło się życie. Z nienawiści zrodziła się miłość.




Jeśli miałabym opisać jednym słowem tą książkę, było by to „chaos”. Mimo tego, że książka liczy sobie niewiele ponad dwieście stron, to autorka przelała na nie historię, której czas trwania akcji rozciąga się na kilka ładnych lat. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Ważnym momentom, wpływającym na rozwój akcji, poświęcone jest zaledwie kilka stron. Rozkwit emocji jest zbyt gwałtowny, przez co jak dla mnie nie jest zbyt wiarygodny.



Dialogi są proste, przez co kompletnie nie urozmaicają fabuły. Sam pomysł na książkę, nie jest zły, lecz mocno niedopracowany. To niedopracowanie widoczne jest w drugiej części książki, gdzie cała ta historia w skrócie przedstawiona jest z perspektywy Eleca. Penelope Ward w tym fragmencie w zasadzie nie wniosła nic nowego. Zaledwie jedna tajemnica z życia Eleca zostaje wyciągnięta na światło dzienne. A reszta to „powtórka z rozrywki” z tego, co wcześniej zostało opowiedziane ze strony Grety. Jednym słowem: NUDA.



Postać Eleca była jedną wielką sprzecznością. Czasami potrafił być niezwykle wrażliwym i inteligentnym artystą, a czasem zwyczajnie sprośnym i wiecznie napalonym facetem. Te cechy wystarczyłoby umiejętnie połączyć, by stworzyć naprawdę świetną postać. Niestety, wyszło jak wyszło.
Co do Grety – przerysowana, nadwrażliwa nastolatka o irytującym zachowaniu.



Samo zakończenie było dla mnie zbyt banalne. Brak jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, choć odrobiny dramaturgii, cokolwiek… Nie ukrywam, iż miałam nadzieję, że chociaż samym finałem autorka się wybroni, ale niestety moja wiara poszła na darmo.



Podsumowując, „Przyrodni brat” jest kompletnie nieprzemyślaną i niedopracowaną książką. Jest to zwyczajne nastolatkowe romansidło, napisane na dość niskim poziomie. Z ręką na sercu mogę przyznać, że istnieje mnóstwo innych, o wiele ciekawszych romansów.





Moja ocena: 5/10




Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu EditioRed.







Ktoś z Was czytał tą pozycję?
Jesteście równie mocno rozczarowani jak ja, czy wręcz przeciwnie? :)




Girl from Stars





3 komentarze:

  1. Czytałam i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że żałuję, że to zrobiłam! Szybko ją skończyłam, ale strasznie mnie do siebie zrazila -.-

    Miłego wieczoru!

    Daria
    rudaksiazka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać jak na dłoni jak różne są gusta czytelnicze :) Bardzo mi się podobała, mimo że już o niej prawie zapomniałam :P

    OdpowiedzUsuń
  3. To kolejna recenzja którą czytam i jest negatywna na temat tej książki. Zdecydowanie nie przeczytam tej książki.

    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń