środa, 23 sierpnia 2017

Movies vs Books - "Ponad wszystko"



~Witajcie kochani!~

Po całym tygodniu przerwy, przepełnionej niechęcią do czytania książek (tak, zdarzają się takie momenty :D ) stwierdziłam, że najwyższy czas powrócić :D
Ostatnio wspominałam, że mam w głowie mnóstwo pomysłów na nowe cykle postów okołoksiążkowych :) 
Jeden z tych pomysłów chciałabym Wam dzisiaj zaprezentować :D
Zapraszam!






Pomysł na cykl "Movies vs Books" podsunęła mi moja siostra . Mimo tego iż żaden ze mnie filmoholik i recenzent filmów raczej ze mnie słaby, to jednak dlaczego nie spróbować?

Na pierwszy ogień pójdzie "Ponad wszystko" :D
















"Ponad wszystko" Nicoli Yoon to jeden z tych światowych bestsellerów, o których słyszał zapewne każdy. Pomimo tego że jest to debiut, to jednak "Ponad wszystko" wspiął się na sam szczyt wszelakich rankingów fenomenalnych książek. Sama nie tak dawno miałam okazję przeczytać tą pozycje i muszę stwierdzić, że mimo iż nie jest to jakaś wybitna książka, to jednak w pełni powinna zadowolić każdego zwolennika powieści gatunku New Adult. Coś w tej książce jednak jest, skoro postanowiono przenieść tą historię na ekrany.
Ale o filmie później.







Zalety książki:

- zaskakujące zakończenie
- ciekawi bohaterowie

- łatwa i przyjemna w odbiorze treść
- świetna oprawa graficzna wewnątrz książki, stanowiąca świetne urozmaicenie oraz umilenie lektury

- historia wydana w dwóch, pięknych okładkach
- przyjemne czytanie dzięki opowiadaniu historii również za pomocą sms-ów, e-maili, wspisów z pamiętnika itp.







Dłużej rozwodzić się nad książką nie będę, gdyż gotowa recenzja czeka już na Was na blogu :) Wystarczy tylko kilknąć!
Przejdźmy zatem do filmu.







Jeśli chodzi o jakiekolwiek ekranizacje, czy też adaptacje książek, podchodzę do nich dość sceptycznie.
Dla mnie książka, a film, to dwie różne historie.
W większości przypadków, moje serce w większym stopniu skrada książka. Z kolei film, jest dla mnie po prostu zwykłym dodatkiem.
To czego nie cierpię w adaptacjach książek, to moment, w którym po obejrzeniu całego filmu, uświadamiam sobie, iż najpiękniejsze i  najważniejsze momenty z książek zostały pominięte lub całkowicie zmienione (czyt. zniszczone).




"Everything, Everything" zostało wyreżyserowane przez Stellę Meghie. Premiera w polskich kinach miała miejsce 9 czerwca bieżącego roku. Główne role przypadły do Amandly Stenberg (znanej również z roli Rue z "Igrzysk śmierci") oraz Nicka Robinsona. Co prawda, postać Olly'ego wyobrażałam sobie nieco inaczej, nie mniej jednak dobór aktorki do roli Maddy jest jak dla mnie idealny.












I na tym kończy się ta mądra część tej mojej mniemanej recenzji filmowej :D
Przejdźmy po prostu do tego, co mi się w filmie podobało, a co szczerze znienawidziłam.



Nie będę ukrywać, że większość minusów, jakie znalazłam w filmie, to różnice pomiędzy filmem a książką. 



Pierwszym zgrzytem było dla mnie niepełne odzwierciedlenie w filmie charakterów głównych postaci.
Weźmy na przykład Olly'ego. W książce był opisywany jako wysportowany i zwinny facet. Cały czas podskakiwał, podrygiwał sobie, a nawet chodził po ścianach - wszędzie było go pełno.
A w filmie?
W filmie Olly to po prostu sztywny kołek.
Jeśli chodzi zaś o postać Maddy, brakowało mi zaznaczenia w filmie, jak ważną rolę pełnią w jej życiu książki. W filmie mamy zaledwie kilka ujęć, gdzie dziewczyna pisze recenzję przeczytanych książek (moment ich czytania nie jest jednak pokazany). A ten zgrzyt prowadzi do kolejnego, a mianowicie...



Fatalnego zakończenia. Moja irytacja osiągnęła poziom zenitu, gdy najlepszy fragment z książki (związany z książkami) został całkowicie pominięty!
GOD!
Przez cały seans czekałam na ten moment, a tu nic!



To czego zabrakło mi w filmie, to ukazanie więzi rodzinnych. 
W książce, między Maddy a jej mamą, była jakaś niezwykła więź. Dało się to wyczuć podczas lektury. Same opisy wspólnie spędzonych chwil wyraźnie dawały znak, że obie kobiety są dla siebie jak przyjaciółki.
Z kolei w filmie, odnosiłam wrażenie, że mama Maddy jest mało istotnym dodatkiem do historii.
Nie wspomnę już o całkowicie pominiętym wątku rodzinny Olly'ego. 
Ja rozumiem, że choroba Maddy to wątek główny tego filmu, ale istnieje jescze coś takiego jak watek poboczny czy też postacie drugoplanowe :/



Tak w wielkim skrócie przedstawiłam Wam największe zgrzyty tego filmu, które przyczyniły się do obniżenia mojej ostatecznej oceny filmu. Dostrzegłam jeszcze kilka innych minusów, które jednak są o wiele mniej znaczące niż te które wymieniłam. Poza tym, chcąc wymienić wszystkie, musiałabym zespojlerować Wam całą tą historię :D





Przejdźmy zatem do tego, co mi się podobało.

Hmm... No więc tak:

- dobry soundtrack
- śliczna aktorka pierwszoplanowa, idealnie oddająca postać Maddy z książki
- dodatkowe sceny, wymyślone przez scenarzystów, których nie było w książce (głównie chodzi mi o momemt, w którym Olly wykleił całe okno Maddy zdjęciami wszelakich ujęć oceanów z napisem "Każdy ocean zasługuje na to, byś go zobaczyła" <3 )









Z moich wywodów, raczej jasno wynika, że tym razem zwycięzcą bitwy zostaje ...


KSIĄŻKA :D





Nie oznacza to jednak, że odradzam Wam obejrzenie tego filmu. Wręcz przeciwnie :)
To naprawdę przyjemna produkcja, w sam raz na wakacyjny wieczór :D






A co według Was w tym przypadku wygrywa? Film czy książka?
Dajcie znać w komentarzach, czy ten cykl się Wam spodobał i czy chcecie kontynuacji :D





Girl from Stars

9 komentarzy:

  1. Raczej filmu nie obejrzę, a książkę mam w najbliższych planach czytelniczych :).

    Pozdrawiam
    zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. największym rozczarowaniem w konfrontacji książka-film był poradnik pozytywnego myślenia, miałam wrażenie, że zmienili wszystko co się dało :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego ja nigdy nie porównuję filmu z książką, tylko traktuję film jako osobny twór. I czasami zdarza się, że film mi się bardziej spodoba niż książka albo tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z reguły wolę książki niż filmy :D a tą pozycję bardzo chętnie przeczytam :) A filmu za pewno nie obejrzę

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja i czytałam i oglądałam i film też mi się bardzo podobał

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli skuszę się na to, by poznać tę historię to zacznę właśnie od książki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widziałam zwiastun i kurczę tak mnie kusi :D
    Zapraszam do mnie, może wspólna obserwacja? :)

    veronicalucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Widząc zdjęcia w książce już mi coś nie grało:D Sama opowieść bardzo mnie ujęła, calkowicie się poddałam jej klimatowi, dlatego na film nawet nie spojrzę, nie chcę popsuć sobie tego co dzięki książce przeżyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ,,Ponad wszystko" było naprawdę słodką, letnią młodzieżówką. :)
    Filmu jeszcze nie oglądałam, może kiedyś go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń