wtorek, 31 lipca 2018

[176] Audrey Carlan - "Dziewczyna na miesiąc. Październik. Listopad. Grudzień"



~Witajcie kochani!

Aż ciężko mi w to uwierzyć, ale jest to dokładnie trzysetny post!
Zakładając tego bloga nie sądziłam, że aż tyle ich naprodukuję :D
Tym bardziej cieszy mnie to, że na ten okrągły post przypadła recenzja książki, której oczekiwałam równie mocno jak dziecko czekające na św. Mikołaja (a dokładniej na prezenty od tegóż staruszka :D)
Co uczyniło tą książkę tak wyjątkową?
Jest to ostatnia część serii, która nijak nie potrafiła trafić w moje ręce.
A to się zawieruszyła na poczcie, a to kurier mnie w domu nie zastał.
Moje rozczarowanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy po skontaktowaniu się z wydawnictwem okazało się, że nie ma już dostępnych egzemplarzy na magazynie.
Ale jak widać, udało się! W moje ręce w końcu trafił długo wyczekiwany ostatni tom :D
Zapraszam na recenzję!







Autor: Audrey Carlan
Tytuł: "Dziewczyna na miesiąc. Październik. Listopad. Grudzień"
Ilość stron: 472
Wydawnictwo: Edipresse
Data premiery: 11 października 2017







III tom serii „Dziewczyny na miesiąc” czytałam już dość dawno, dlatego biorąc się za pisanie recenzji ostatniego już tomu tego cyklu, postanowiłam najpierw przeczytać sobie recenzje poprzednich tomów, by sprawdzić, co uległo zmianom (zarówno na gorsze jak i lepsze). Po zakończonej powtórce, z ręką na sercu mogę przyznać, że była to zdecydowanie najlepsza część z wszystkich czterech.



"Dziewczyna na miesiąc", czyli Mia Saunders, przeszła długą drogę. Dociera już do końca swej dwunastomiesięcznej podróży. Trafia kolejno do Hollywood, Nowego Jorku i Aspen. W październiku zaczyna nowe życie i oraz pracę przy programie telewizyjnym, w którym prowadzi część o pięknym życiu. Jej mężczyzna walczy z duchami przeszłości i urazem psychicznym. Razem udaje im się znaleźć sposób na pokonanie przebytej traumy. Następnie Mia jedzie do Nowego Jorku, żeby z okazji Święta Dziękczynienia nagrać program o byciu wdzięcznym. Spełniają się wszystkie jej marzenia poza jednym. Wreszcie, w grudniu, trafia do krainy zimowych cudów - do Aspen w Kolorado, żeby nakręcić odcinek o miejscowych artystach. Podejmuje pracę w wyjątkowych i zaskakujących okolicznościach. Przygotuj się na koniec ekscytującej podróży Mii!



Po jakże dramatycznym finale III części, wprost nie mogłam doczekać się momentu, w którym do moich rąk trafi ten długo wyczekiwany, ostatni tom.  Po zakończonej lekturze stwierdziłam, że dostałam o wiele więcej, niż oczekiwałam. Wiadomo, że nie jest to jakaś wybitna lektura, ale czytało mi się ją z ogromną przyjemnością.



To, co najbardziej mi się rzuciło w oczy, po przeczytaniu całej książki, to duży rozwój pisarski autorki. Wszystkie błędy, jakie wytykałam poprzednim częściom, w tym tomie nie zostały powtórzone.



Pani Carlan poświęciła zdecydowanie więcej czasu i uwagi samej fabule. W końcu postawiła na coś innego, niż tylko sceny łóżkowe głównych bohaterów. Mam pełną świadomość tego, że jest to erotyk, ale przecież nie samym seksem człowiek żyje, prawda?
W I tomie w końcu mamy do czynienia z jakąś różnorodnością w fabule. Początkowo na celownik poszedł Wes. Miałam obawy co do rzetelnego oddania stanu psychicznego człowieka porwanego i torturowanego. Temat dość ciężki i nijak mi się to miało do erotyku. Moje obawy jednak były zupełnie zbędne, gdyż autorka połączyła te dwa, różne motywy, tworząc ciekawą i spójną całość. Potem Wes delikatnie schodzi na drugi plan, a w centrum pojawia się… rodzina Mii. Wszystkie tajemnice, sekrety i wszelakie niedopowiedzenia są w tej części dokładnie wyjaśnione.



Dużym zaskoczeniem dla mnie było również wykreowanie Mii na dorosłą i myślącą kobietę. W poprzednich tomach raczej nie skradła mojego serca , wręcz przeciwnie – irytowała mnie do potęgi. A nawet to sześcianu.



To, co również uległo zmianie, to mój stosunek do związku Mii i Wes’a. Nie chodzi o to, że byłam temu wątkowi jakoś szczególnie przeciwna. Chodziło głównie o to, że dla mnie to mniemane uczucie jakie ich połączyło, było wyssane z palca i mało przekonujące. Bohaterka praktycznie w każdym miesiącu sypiała z innym facetem, ale  akurat z tym połączyła ją jakaś więź. Ale dlaczego akurat z nim? To pytanie męczyło mnie już od samego początku.
I nagle w IV tomie coś w ich relacji uległo zmianie. Autorka skupiła się na czymś więcej niż na ich życiu erotycznym. W końcu doczekałam się czegoś takiego prostego jak: rozmowy, okazywanie czułości i wsparcia, drobne sprzeczki itp. Dzięki takiemu poprowadzeniu tego wątku w końcu uwierzyłam w autentyczność tego uczucia, jakie ich połączyło. Co więcej – naprawdę mi się on spodobał (nie wspominając o samej postaci Wes’a).



Ostatnią część czytało mi się równie szybko i lekko, co poprzednie. Nie da się jednak ukryć, że tą część czytało mi się zdecydowanie najprzyjemniej. Cieszy mnie to, w jaki sposób autorka rozwinęła i zakończyła wszystkie wątki. Duży plus, za to, że nie pozostawiła czytelnika z otwartą kompozycją i głową pełną pytań.



Kolejną zaletą było również to, że w ostatniej części spotykamy wielu bohaterów  z poprzednich części. Osobiście każdego z nich polubiłam, więc ponowne spotkanie z nimi było świetnym pomysłem. Jako bonus, Audrey Carlan na samym końcu umieściła także krótkie informacje o tym, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów, występujących we wszystkich czterech częściach. Po przeczytaniu ostatnich linijek tego bonusu, byłam w pełni usatysfakcjonowana.



Samo zakończenie być może było trochę przewidywalne, nie mniej jednak bardzo udane. Nie da się ukryć, że czwarty tom wyszedł autorce zdecydowanie najlepiej. Jest to idealna klamra, spójna całość, wieńcząca tą wciągającą i przezabawną historię.



Na samym końcu, mogę śmiało przyznać, że polubiłam tą serię i mam do niej duży sentyment. Szkoda, że ta historia dobiegła końca. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że to, co dobre szybko się kończy. Jednak to z pewnością nie będzie moje ostatnie spotkanie z twórczością tej autorki. Na mojej półce czeka już pierwszy tom jej kolejnej serii.
Co się jednak tyczy serii „Dziewczyna na miesiąc” - gorąco ją Wam polecam!
A jeśli pierwszy tom Was nie zachwycił, to uwierzcie mi z każdym kolejnym jest coraz lepiej.






Moja ocena: 8/10





Za możliwość przeczytania dziekuję Wydawnictwu Edipresse.









Ktoś z Was czytał tą serię? :)
Co o niej sądzicie?






Girl from Stars

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawiła mnie ta seria. Musiałabym zacząć od pierwszego tomu, ale skoro polecasz, to chyba się skuszę tym bardziej, że lubię romanse i erotyki ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej serii, ale teraz dopisuję do listy, bo chcę zapoznać się z nią od pierwszego tomu:)
    Pozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie byłam przekonana do tej serii na początku, ale coś mi się wydaję, że zmienię zdanie. Może nie zacznę czytać od razu, ale na liście "do przeczytania" już się pojawiła, więc mam nadzieję, że kiedyś uda mi się za nią zabrać. No i że będę równie usatysfakcjonowana co ty :)

    OdpowiedzUsuń