czwartek, 6 sierpnia 2020

[310] Deirdre Sullivan - "Witamy w Ballyfrann"


~Witajcie kochani!

W to piękne, słoneczne popołudnie przygotowałam recenzję dość nietypowej książki :D
Zapraszam!










Autor: Deirdre Sullivan
Tytuł: "Witamy w Ballyfrann"
Ilość stron: 367
Wydawnictwo: IUVI
Data premiery: 29 lipca 2020










Ostatnimi czasy, coraz częściej sięgam po fantastykę, dlatego też z chęcią podjęłam się zrecenzowania powieści „Witamy w Ballyfrann”. Opis zapowiadał mroczną i wciągającą historię. Czy taka właśnie była?

Bliźniaczki Madeline i Catlin przenoszą się do Ballyfrann, położonego na górskim odludziu miasteczka, cieszącego się złą sławą – od wielu lat, w tajemniczych okolicznościach, giną tu dziewczęta. Stare zamczysko, w którym teraz mieszkają siostry, też nie sprawia wrażenia miejsca zbyt przyjaznego…
Catlin zawsze była tą bardziej przebojową, a Maddy przywykła do życia w jej cieniu. Jednak przeprowadzka wszystko zmienia: Catlin odnajduje miłość, Maddy zaś zaczyna odkrywać w sobie potężne moce, których istnienia wcześniej nie przeczuwała. Czeka ją wyprawa w głąb siebie, jeśli chce pomóc siostrze, której to dziwne miasteczko może skraść nie tylko serce. Maddy musi także zajrzeć w przeszłość swojej rodziny – a może tam znaleźć rzeczy, o których wolałaby nie wiedzieć…

Dawno już nie miałam do czynienia z tak dziwną książką. Zazwyczaj książka albo mi się podoba, albo nie. Proste i logiczne. W tym jednak przypadku, mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony historia wywołała na mnie spore wrażenie, jednak z drugiej strony jej wykonanie zdecydowanie mniej.

Zacznę może od tego, co mi się nie spodobało w tej historii. Pierwszą rzeczą są niestety bohaterki. Maddy przez praktycznie całą fabułę tylko i wyłącznie marudzi, jak dziecko w sklepie, któremu rodzic nie chce kupić lizaka. Catlin z kolei jest tak irytującym stworzeniem, że momentami bolały mnie już oczy od ciągłego nimi przewracania. To dziewczę nastawione było tylko na poznanie jakiegoś faceta, a gdy już go zdobyła, jej myśli krążyły tylko wokół seksu. Wredna, zapatrzona w siebie pusta dziewczyna, mająca jakiegoś hopla na punkcie figurek i wizerunków Matki Boskiej. Logiczne, nie ma co.

Drugą rzeczą, która nie przypadła mi do gustu to styl autorki. Gdyby nie początkowa informacja, że dziewczyny mają po 16 lat, to byłabym święcie przekonana, że mam do czynienia z dwunastolatkami. Na takim właśnie poziomie prowadzone były ich rozmowy, przemyślenia. Swoją drogą to rozterki Maddy to było mistrzostwo. Tak chaotycznych, często w ogóle ze sobą nie związanych przemyśleń, to już dawno nie czytałam.

Ostatnim minusem jest zbyt wolno rozwijająca się akcja. Tak naprawdę najlepsze autorka zostawiła na koniec. Zapomniała jednak chyba o tym, że samym zakończeniem książka się nie wybroni.

Przejdę zatem do tego, co mi się podobało. Nie da się ukryć, że fabuła tej powieści jest oryginalna i ciekawa. To, co Sullivan zaserwowała w zakończeniu, było naprawdę MOCNE. Ciekawie, mrocznie, a momentami wręcz drastycznie. Jednym słowem: PETARDA.

Bardzo spodobał mi się również sposób tytułowania rozdziałów. Tytułem każdego rozdziału jest nazwa jakieś rośliny, a pod nią znajduje się krótka informacja o jej działaniach leczniczych. Fantastyka, a jednak czegoś można się dowiedzieć, nauczyć.

Podsumowując, „Witamy w Ballyfrann” to specyficzna książka. Myślę, że każdy odbierze ją inaczej, dlatego też nikogo nie zniechęcam – wręcz przeciwnie. 





Moja ocena: 5/10







Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu IUVI.










Ktoś z Was już czytał? Co o niej sądzicie?  :)





Girl from Stars


4 komentarze:

  1. Oo, bardzo lubię specyficzne książki! Tę widzę pierwszy raz. Kto wie, jeśli będę mieć okazję, to przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba książka, która raczej nie przypadłaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziwne i specyficzne książki są ciekawe oraz często mają różne opinię. Z ciekawości sprawdzę czy przypadnie mi do gustu.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń