~Witajcie kochani!
W ten piękny, niedzielny wieczór zapraszam na najnowszą recenzję :)
Autor: Darren O'Sullivan
Tytuł: "Osiem minut"
Ilość stron: 335
Wydawnictwo: Harper Collins
Data premiery: 11 lipca 2018
Po wielu ckliwych romansach i przepełnionych namiętnością
erotykach, zawładnęła mną żądza brutalności i rozlewu krwi. Wybór był prosty –
thriller psychologiczny albo kryminał. Ostateczna decyzja padła na debiutancki
thriller Darren’a O’Sullivana, pt. „Osiem minut”.
Chris obiecał żonie, że wkrótce do niej dołączy. Wszystko
dokładnie zaplanował, starannie wybrał czas i miejsce. Osiem minut przed
przyjazdem pociągu stanął przy krawędzi peronu.
Sarah nie od razu zdaje sobie sprawę, że uratowała samobójcę. Powinna pójść
swoją drogą, ale czuje się odpowiedzialna za mężczyznę, któremu ból i
desperacja odebrały chęć do życia. Małomówny i tajemniczy Chris coraz bardziej
ją intryguje, powoli staje się jej obsesją. Chociaż on wyraźnie jej unika,
Sarah zaczyna go śledzić, a potem odwiedzać w domu. Dąży do zacieśnienia
znajomości, nie wie, że byłoby lepiej, gdyby niektóre sekrety na zawsze
pozostały nieodkryte. Nie wie też, że wkroczyła na śmiertelnie niebezpieczną
ścieżkę.
Jak na debiut, „Osiem minut” nie było takie złe. Nie mniej
jednak znalazło się kilka zgrzytów, które sprawiły, że ta pozycja jednak
idealna nie była. Największym minusem jest zdecydowanie postać Sarah. Boże
drogi, ta kobieta prawie doprowadziła mnie do obłędu.
Jest to irytująca do potęgi desperatka, która po rozstaniu z facetem rzuca się
na kolejnego, przypadkowego biedaka (nawet takiego, co chce się rzucić pod
pociąg). Naiwnie wierzy, że przeznaczenie zesłało na jej drogę Chrisa. Czuje
się jak jakaś super bohaterka, gdyż uważa, że to ona uratowała życie przyszłemu
samobójcy (mimo iż tak naprawdę nie zrobiła nic – to była po prostu decyzja
Chrisa). I nagle się zakochuje. Tak – zakochuje. W facecie, który się chciał
zabić i którego widziała kilka minut. Ale to nie wszystko. Gdy biedak ten
proponuje jej kawę (by się jej po prostu pozbyć) ta oniemiała ze szczęścia, od
razu planuje założyć z nim rodzinę i żyć długo i szczęśliwie.
Czy tylko ja wyczuwam na odległość jej desperację?
Potem jak na dobrą desperatkę przystało, zamienia się w stalkera. Zdobywa jego
adres, nachodzi go, przesiaduje pod drzwiami. Oczywiście wciąż wierzy w swoją
super moc ratowania ludzi, a swoje zachowanie tłumaczy tym, że są oni po prostu
sobie pisani, bo każde z nich zostało zranione przez bliską im osobę.
Boże, widzisz i nie grzmisz.
Sama w sobie zagadka nie jest jakaś wybitnie zawiła. Myślę,
że większość czytelników, nawet takich, co dopiero zaczynają swoją przygodę z
thrillerami czy kryminałami, z pewnością potrafiłoby odgadnąć, o co tak
naprawdę chodzi. Motyw zbrodni jest również dość przeciętny. Klasyczna
klasyczność.
Akcji jako tako w sumie nie ma. Cała historia jest dość
monotonna. Praktycznie w każdym rozdziale zawarte są retrospekcje z przeszłości
Chrisa. Dodatkowo, w książce umieszczone są fragmenty z dziennika Julii, żony
Chrisa, które stanowią ciekawy dodatek do historii. Nagły zwrot akcji następuje
w sumie tylko w ostatnich rozdziałach.
Zakończenie było dokładnie takie, jakiego się spodziewałam.
Ni to dobrze, ni to źle. Z jednej strony
nie dostał mi się żaden element zaskoczenia, ale z drugiej strony przynajmniej
nie byłam rozczarowana jakimś
beznadziejnym finałem.
Książkę czyta się przyjemnie i szybko. Narracja prowadzona
jest przez trzy osoby: Chrisa, Sarah i Steve’a – przyjaciela Chrisa. Najwięcej
uwagi autor oczywiście poświęcił głównemu bohaterowi, przez co jego portret
psychologiczny jest najbardziej dopracowany. Niestety pozostałe postacie,
poboczne wątki zostały zepchnięte na bardzo odległy plan, przez co brak w tej
historii jakiejś różnorodności w fabule. To z kolei niekorzystnie działa na
samo zakończenie, które staje się banalnie przewidywalne. Bo jak można nie
rozwikłać zagadki, mając wszystko pod nosem? Zabrakło tutaj jakiś innych
poszlak, które potrafiłyby zmylić czytelnika.
„Osiem minut” jako debiutancki thriller, wypadł całkiem
nieźle, choć z pewnością autor powinien popracować nad pewnymi kwestiami. Nie
mniej jednak, czyta się to dobrze, więc nikomu nie odradzam.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.
Ktoś z Was miał już okazję ją przeczytać? Co o niej sądzicie? :)
Przypominam o KONKURSIE :)
Girl from Stars
Czytałam już kilka recenzji tej pozycji, ale twoja jest zdecydowanie najbardziej pochlebna. Na razie nie zamierzam po nia sięgać, bo strasznie odstraszają mnie i irytują takie postacie damskie i odbierają mi dużo frajdy z czytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, obserwuję i będę wpadać :D
mrs-cholera.blogspot.com