sobota, 3 października 2020

[323] Candace Bushnell, Katie Cotugno - "Reguły dla dziewczyn"

 

~Witajcie kochani!

Sobotnie porządki już zrobione? Jeśli tak to może teraz chwilka relaksu? :)

Ja zabieram się za kolejną książkę, ale najpierw kilka słów o tej, którą niedawno skończyłam. Zapraszam! :)







Autor: Candace Bushnell, Katie Cotugno
Tytuł: "Reguły dla dziewczyn"
Ilość stron: 319
Wydawnictwo: Harper Collins
Data premiery: 16 września 2020







Nie potrafię stwierdzić, co podkusiło mnie, by sięgnąć po „Reguły dla dziewczyn” autorstwa Candace Bushnell i Katie Cotugno. Najprawdopodobniej skusił mnie ów feministyczny wydźwięk, jaki płynął z opisu książki. Obie kobiety są autorkami bestsellerów, dlatego też myślałam, że to może być naprawdę wartościowa historia. Rzeczywistość okazała się jednak całkowicie inna… 

ZACZYNA SIĘ DUŻO WCZEŚNIEJ, NIŻ SIĘGASZ PAMIĘCIĄ:
STOPNIOWO UCZYSZ SIĘ REGUŁ DLA DZIEWCZYN…

Marin z wprawą lawiruje między tymi niepisanymi zasadami. Jako wzorowa uczennica i redaktorka szkolnej gazetki marzy, by dostać się na Uniwersytet Browna. Jej przyszłość rysuje się w jasnych barwach, w czym utwierdza ją pan Beckett – młody, charyzmatyczny nauczyciel angielskiego, który nigdy nie skąpi jej pochwał i zawsze chętnie spędza z nią czas, dyskutując o książkach.
Kiedy jednak Bex posuwa się za daleko i próbuje się do niej dobrać, dziewczyna jest zaszokowana i przerażona. Czyżby go sprowokowała? Czy to jej wina?
W końcu Marin zdobywa się na odwagę, by opowiedzieć o wszystkim dyrektorowi, lecz ani on, ani nikt inny nie chce jej wierzyć. W związku z tym Marin dzień w dzień zmuszona jest stawać oko w oko z Bexem, który teraz chce się na niej zemścić.
Ale Marin nie daje za wygraną. Wykorzystuje do walki szkolną gazetkę i zakłada feministyczny klub książki, znajdując sprzymierzeńców wśród osób, po których nigdy by się tego nie spodziewała, jak choćby dyżurny casanova Gray Kendall, którego dotąd uważała za płytkiego, stereotypowego sportowca. Gdy sytuacja w szkole i w jej życiu prywatnym coraz bardziej się komplikuje, Marin musi wymyślić, jak odzyskać kontrolę i wprowadzić nowe reguły. 

Zamysł historii może i był dobry, ale główna bohaterka całkowicie położyła tą historię. Nie ma co owijać w bawełnę - Marin to irytująca do potęgi, przemądrzała i zwyczajnie głupia dziewucha. Mimo iż kończy ona liceum i jest w trakcie wybierania uczelni, to podczas czytania przez cały czas miałam wrażenie, że mam do czynienia z rozwydrzoną trzynastolatką. 

Autorki strzeliły sobie w kolano kreacją tej postaci. Gdyby nie fakt, że Marin zwyczajnie podkochiwała się w swoim nauczycielu i zachowywała się zbyt poufale, to może jeszcze tą historię dałoby się uratować, a nawet niosła by ona jakiś przekaz. A tu wyszło, jak wyszło. 

Gdyby ta książka liczyła sobie więcej stron, to prawdopodobnie dostałabym jakiegoś oczopląsu od ciągłego przewracania oczami, przy każdym, idiotycznym zachowaniu Marin. Flirtuje z nauczycielem, spędza z nim każdą wolną chwilę, nie ma nic przeciwko temu by podwoził ją do domu, a nawet jedzie z nim do jego mieszkania. No tak. Biedne dziewczę. Jak on mógł w ogóle ją pocałować?! 
Bohaterka zrywa ze swoim chłopakiem, będąc oburzona tym, że naśmiewa się on z jednej uczennicy. Przemilczmy jednak fakt, że nasza Marin również ją obgadywała za plecami. 

Największe zamieszanie wybucha wraz z opublikowaniem eseju Marin w szkolnej gazetce. Porusza ona w nim problem narzucanych dziewczynom reguł. „Umaluj się trochę. Ogól nogi. Nie przesadzaj z tapetą. Nie noś miniówek. Nie rozpraszaj chłopców obcisłymi ciuchami, topami na ramiączkach czy podkolanówkami. Nie rozpraszaj chłopców swoim ciałem. Nie rozpraszaj chłopców. Nie bądź jedną z tych lasek, które nie jedzą pizzy. Dla ciebie też shake? Łooo. Czyżbyś przytyła? Nie bądź wieszakiem. Nie nabieraj kształtów. Nie zajmuj zbyt wiele miejsca. Chodzi przecież tylko o twoje zdrowie.” To zaledwie dwa akapity tego wybitnego eseju. Zlepek różnorodnych haseł, które kończą się jednozdaniowym manifestem, mówiącym o tym, że każda dziewczyna powinna być sobą. 

Jak na osobę, która chce studiować dziennikarstwo, ten esej był strasznie słaby. Najśmieszniejsze jednak było w nim to, że stał się niezwykle popularny. Każdy go czytał: właściciel restauracji czy nawet osoba będą odpowiedzialna za rekrutację przeszłych studentów na uczelnię. Śmiech na Sali. Na pewno uwierzę w to, że ludzie pracujący na uczelniach wyższych nie mają co robić, tylko czytają artykuły szkolnych gazetek. 

Nie mogę przejść obojętnie wobec okładki tej książki. Nie ma co ukrywać, ta okładka jest zwyczajnie paskudna. Nie zdziwiłabym się gdyby większość osób omijała tą książkę szerokim łukiem i nawet nie zaznajamiała się z opisem książki, gdyż ta grafika zwyczajnie odpycha. 

Jeśli miałabym znaleźć choć jedną zaletę tej książki, to byłaby to postać babci Martin i związany z nią wątek choroby alzheimera. Powinniśmy zawsze doceniać otaczających nas ludzi, zwłaszcza osoby starsze, bo nigdy nie wiadomo, czy nie widzimy się z nimi po raz ostatni. 

Podsumowując, „Reguły dla dziewczyn” to bardzo słaba książka z działającą na nerwy bohaterką w pakiecie. Gdyby to jeszcze był debiut autorek, to mogłabym na niektóre kwestie przymknąć oko, ale zarówno pani Bushnell i Cotugno mają na swoim kącie kilka książek. 
Warto jednak pamiętać o tym, że to tylko moja opinia. Być może ktoś z Was odbierze ją zupełnie inaczej. 




Moja ocena: 3/10 





Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.








Ktoś z Was czytał tą historię? Co o niej sądzicie? :)






Girl from Stars


2 komentarze:

  1. Kurdę zirytowałam się samym czytaniem o głównej bohaterce :/
    by-tala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń