wtorek, 9 marca 2021

[354] Kristen Ashley - "Żądanie miłości"

 

~Witajcie kochani!

Dawno już nie było porządnego narzekania, dlatego zapraszam :D








Autor: Kisten Ashley
Tytuł: "Żądanie miłości"
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery: 3 lutego 2021













Josephine dziedziczy po ukochanej babci piękny dom i pokaźny majątek.
Testament zawiera jeszcze jeden, kuriozalny zapis: staruszka zapisała wnuczkę Jake’owi – trzykrotnemu rozwodnikowi, właścicielowi nocnego klubu, samotnie wychowującemu trójkę dzieci. Jake zamierza przyjąć i zatrzymać zaskakujący spadek.
Dlaczego starsza pani postanowiła połączyć dwoje zupełnie obcych sobie ludzi? Co kryje się w głębi duszy Josephine? Kim naprawdę jest Jake i co zamierza zrobić z nieoczekiwanym darem losu?

Jedyne uczucie, jakie towarzyszyło mi po zakończonej lekturze, to była ulga. Naprawdę cieszyłam się, że to już koniec i mogę przeczytać coś lepszego. Sam pomysł na fabułę wydawał mi się bardzo ciekawy i zabawny – babcia przekazuje wnuczkę w testamencie jakiemuś obcemu facetowi. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim i byłam przekonana, że to może być naprawdę świetny romans. Nie wszystko jednak poszło po mojej myśli.

Najgorsza w tej książce była Josie, czyli główna bohaterka. Czterdziesto(bodajże)pięcioletnia kobieta, która zna wszystkich: sławnego rapera, jednego z najlepszych fotografów na świecie, frontmana jakiejś popularnej kapeli itd. Oczywiście każdy celebryta ją kocha – dosłownie, a ona co chwila w rozmowie z innymi bohaterami zaledwie „wspomina”, że zna tego, czy tamtego, przy okazji wspominając, jakie to drogie prezenty od nich dostała.

Zadziwiające jest to, że większość męskich bohaterów tej książki jest zakochana w niej na zabój, ale oczywiście ta niewiasta niczego nie dostrzega. Na pogrzebie swojej babci od razu dostrzega jakiegoś gościa w garniturze Hugo Bossa, ale dostrzec uczuć innych jakoś nie potrafiła.

Pomijając już jej znajomości w każdej branży, kobieta ta jest wszechzdolna. Niby pracowała jako asystentka, ale zna się również na szeroko pojętych finansach, pracy w ogrodzie, potrafi świetnie gotować i świetnie dogaduje się z dziećmi i młodzieżą. Na potęgę używa słowa „zaiste” i innych tego typu w swoich wypowiedziach, ale gdy żegna się ze swoim facetem mówi zwyczajne „Nara”. Ubiera się najlepiej w całym miasteczku, co chwila rzucane są nazwy światowych marek. Przy pierwszej kolacji z dziećmi jej faceta wytyka jego córce, że jest piękną dziewczyną, ale tragicznie się maluje. No przecież w końcu Josie wie wszystko najlepiej.

Denerwowała mnie ta jej wszech wiedza w każdym temacie i fakt, że wszędzie się wtrącała. Matka dzieci jej faceta kompletnie je olewa? Josie pierwsza prawi jej morały. Jakiś zadufany w sobie nastolatek obgaduje córkę jej faceta? Josie wkracza do akcji i uracza go półtorastronnicową gadką o niczym, na dodatek znów wspominając przy okazji o swoich znajomościach. Z pewnością jakiś nastolatek będzie sobie dużo robił z gadania jakieś starszej kobiety. Ponadto nie ma swoich dzieci, ale poucza faceta posiadającego aż trójkę, jak powinien jej wychowywać.

Nie da się ukryć, że ta książka jest stanowczo za bardzo przeciągana. W pewnym momencie byłam tak wynudzona tą historią, że zastanawiałam się, czy nie dać sobie z nią spokoju. Gdy nastąpiła już miłosna sielanka między głównymi bohaterami, na pierwszy plan wysunęły się nastoletnie dramy. A to córce Jake’a najpopularniejszy chłopak w szkole powiedział cześć, a to jego starszego syna próbują wciągnąć w ojcostwo dziecka jakiejś nastolatki z którą się spotykał… I tak w koło Macieju.

Wyczekiwałam jakiejś dramy z Josie na pierwszym planie i… się doczekałam. To była tak głupia i bezsensownie wpleciona scena, że aż słów mi brakuje. Ogromny foch z przytupem trwający chyba trzy strony. Potem nasza Josie uświadamia sobie, że przecież ona tak bardzo kocha Jake – i wszystko znowu wraca do normy.

Jedyną rzeczą, która spodobała mi się w zakończeniu (pomijając oczywiście fakt, że był to długo wyczekiwany przeze mnie finał) był pewien fragment, który w dużym stopniu mnie wzruszył, choć kompletnie nie pasował mi do tej kiczowatej książki.

Podsumowując, cieszę się, że to już koniec. Nie dość, że książka ta liczy sobie ponad pięćset stron, to jeszcze tekst napisany jest małą czcionką, co w dużym stopniu spowolniło moje czytanie. Być może komuś z Was przypadnie do gustu ta książka ( na Lubimy Czytać o dziwo ma 7,5 gwiazdki), mnie jednak kompletnie nie porwała.





Moja ocena: 3/10

 



 Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Muza.






Ktoś z Was już czytał? Co sądzicie? :)




Girl from Stars



2 komentarze:

  1. Nie planowałam jej czytać i po twojej niezachęcającej recenzji nie zmieniłam zdania.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za szczerość, bo opis i okładka mogą zmylić.

    OdpowiedzUsuń