czwartek, 25 października 2018

[193] Mary H. K. Choi - "Kontakt alarmowy"



~Witajcie kochani!

Ostatnim razem była recenzja książki, którą byłam zachwycona ("Nienawiść, którą dajesz"), a teraz dla zachowania równowagi, opinia pewnej książki, która okazała się być totalnym niewypałem :/

Zapraszam!






Autor: Mary H. K. Choi
Tytuł: "Kontakt alarmowy"
Ilość stron: 385
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: 17 września 2018








Po „Kontakt alarmowy” sięgnęłam głównie dzięki ciekawemu opisowi i świetnej okładce, która zdecydowanie wpisuje się w moje gusta. Sam fakt, że bohaterami tej historii nie są nabuzowani hormonami nastolatkowie, sprawiło, że żywiłam pewne nadzieje wobec tej książki i sądziłam,  że być może będzie to jedna z perełek tego roku. 
Jakże bardzo się myliłam.


Dla Penny liceum było monotonnym i nudnym okresem. Co prawda jej znajomi byli w porządku, uczyła się świetnie i nawet miała chłopaka, to jednak jak się okazuje, niczego o niej nie wiedział. Penny, aspirująca pisarka, wyjeżdża na studia do Austin w Teksasie – trochę ponad sto kilometrów i miliard lat świetlnych od tego wszystkiego, co pragnie zostawić za sobą.
Sam utknął. Dosłownie, w przenośni, emocjonalnie i finansowo. Pracuje w kawiarni i tam też mieszka, sypiając na położonym na podłodze materacu w pustym pokoiku na piętrze lokalu. Choć wie, że gdy już zostanie sławnym reżyserem filmowym, okres ten będzie dla niego źródłem inspiracji, siedemnaście dolarów na koncie w banku i kończący swój żywot laptop wystawiają go na ciężką próbę.
Gdy ścieżki Sama i Penny się skrzyżują, nie będzie to spotkanie jak w typowych romansach, lecz raczej pełne nieporadności zderzenie. A jednak bohaterowie wymieniają się numerami telefonów i piszą do siebie wiadomości. W niedługim czasie stają się „cyfrowo” nierozłączni, dzieląc się swoimi głęboko skrywanymi obawami, traumami i tajemnymi marzeniami. I to wszystko bez upokarzającej dziwaczności, która towarzyszy spotkaniom twarzą w twarz.


Z ogromnym smutkiem muszę przyznać, że ta historia kompletnie do mnie nie trafiła. Sam styl w jakim została napisana, jest dla mnie niezrozumiały, przez co czytało mi się to naprawdę ciężko. Pomimo licznych przypisów autorki nie rozumiałam tych wszystkich nawiązań do komiksów, seriali itp.

Jeśli kiedyś uważałam, że tzw. „szare myszki” to bohaterki najgorszego pokroju, tj. przewidywalne, irytujące i nudne, tak teraz zmieniam zdanie. Penny wzbiła się ku wyżynom w tej dziedzinie. Nie chodzi o to, że nie przepadam za takimi cichymi osóbkami. Wręcz przeciwnie, bardzo takie lubię, gdyż często się  z takimi utożsamiam. Jednak Penny to beznadziejny przypadek kosmicznego antyspołecznika. Aż tak zacofanej bohaterki to już dawno nie spotkałam. Ponadto denerwowało mnie to, że uważała się za jakąś super bohaterkę, osobę która nigdy nie popełnia błędów, tylko wyciąga innych z opresji. Nie rozumiałam skąd się brała ta jej niechęć do matki. Owszem, jej mama była dość… specyficzna, ale to jednak mama. Dodatkowo, odnosiłam wrażenie, że bohaterka ta lubi być w centrum uwagi. Cały czas tylko narzeka na swoją rodzinę, przyjaciół i ogólnie na cały świat. Normalnie scyzoryk się w kieszeni otwiera. Ludzie czasem ledwo wiążą koniec  z końcem, a jej nic w życiu nie brakuje, a mimo to biadoli i biadoli.

Jednym słowem ta postać była dziwna. Denerwowała mnie niesamowicie. Myślałam, że poczuje z nią jakaś więź, w związku z podobną pasją (pisanie) i nieśmiałością, trudnością w nawiązaniu nowych znajomości itp. Niestety, ale już początku byłam negatywnie do niej nastawiona, gdy przeczytałam, że chce ładnie wyglądać, gdy będzie zrywać ze swoim facetem. Aha. Pozostawię to bez komentarza.

Sam również nie uratował tej historii. Irytujące w nim było to, że był totalnym pantoflarzem. Zupełnie nie potrafił zawalczyć o siebie, cały czas był ślepo podporządkowany kobietom „jego życia”. Zakładałam, że ten czarny styl ubierania, tatuaże na całym ciele jasno sugerują, że jest to barwna postać. Nic jednak bardziej mylnego. Ta postać jak dla mnie jest po prostu niedopracowana. Sam fakt, że według autorki ma on ponad dwadzieścia lat (bodajże dwadzieścia dwa) a wraz z Penny zachowują się jak banda nastolatków.

Wielka szkoda, że tak mało zostało odsłonięte w temacie studiów Penny. Byłam ogromnie ciekawa jak wyglądają takie studia „pisarskie”, ale w sumie to niczego się nie dowiedziałam, bo główna bohaterka przez całą książkę miała tylko jedne wykłady – twórcze pisanie. Swoją drogą to zupełnie nie rozumiałam tych opowiadań Penny. Były one równie dziwne co ona sama.

Podsumowując, „Kontakt alarmowy” okazał się dużym rozczarowaniem. Oczekiwałam wciągającej i dojrzałej młodzieżówki, a dostała mi się dziwna historia o dwójce jeszcze dziwniejszych osób. Do ostatniej strony czekałam na jakiś pozytyw, coś co uratuje tą książkę. Ale nawet zakończenie było słabe. Nie będę ukrywać, że ciężko mi się tą książkę czytało i z utęsknieniem czekałam na ostatnią stronę.





Moja ocena: 5/10









Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.






Ktoś z Was czytał? 
Jaka jest Wasza opinia na temat tej książki? :)








Girl from Stars

4 komentarze:

  1. Miałam w planach przeczytać tę książkę ale teraz raczej z koryguję swoje plany. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie, a okładka faktycznie wygląda świetnie! Pewnie też bym się na nią skusiła. Z opisu też nie wydawała mi się zła, ale sądząc po twojej recenzji, to mini katastrofa. Pewnie umęczyłabym się strasznie przy takiej bohaterce ;/ A skoro i chlopak jest nijaki, to już w ogóle. Zastanowię się czy chcę to przeczytać :(

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba ja się nie skuszę, chociaż i mnie okładka urzekła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że mignęła mi w zapowiedziach i wtedy też bardzo chciałam ją przeczytać, ale... Nie cierpię irytujących bohaterów, a ten pantoflarz też nie brzmi zbyt dobrze, także raczej sobie odpuszczę.

    Pozdrawiam ciepło,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń