sobota, 16 czerwca 2018

#Gadolenie - Jak powinna wyglądać idelanie wydana książka?



~Witajcie kochani!

Z racji tego, że nowa seria wzbudziła duże zainteresowanie, postanowiłam ją kontynuować :D
Zapraszam! :)







Przez ręce czytelnika w ciągu dnia przelatuje nie jedna książka. Jedne wygladają lepiej, inne nieco gorzej. Połowa sukcesu leży w oryginalnej i ładnej okładce. 
A co z drugą połową?
Co powinna zawierać idealnie wydana książka?
Oto kilka aspektów, na które najczęściej zwracam uwagę :)






OPRAWA TO PODSTWA

Nie da się ukryć, że najbardziej cenione są książki wydane w twardej oprawie. Nie dość, że nadaje jej ona pewnej elegancji, to jeszcze chroni książkę przed wszelkimi uszkodzeniami. Minus twardej oprawy? Oczywiście nieco większe koszty z nią związane. Dlatego też drugą, równie dobrą opcją, o zdecydowanie mniejszych kosztach jest oprawa ze skrzydełkami. Oprócz tego, że w znacznym stopniu chroni książkę, to dodatkowo dostarcza miejsca na jakieś krótkie opinie innych czytelników, które nie raz pomagają w podjęciu decyzji: Wziąć czy nie wziąć? :D
Osobiście nie przepadam za trzecim rodzajem oprawy, tj. zwykłe okładki bez skrzydełek. Czasem po jednorazowej lekturze rogi książki wyglądają, jakby książką bawiło się dwuletnie dziecko. Na całe szczęście takowych opraw jest coraz mniej.





RECENZJA NA OKŁADCE TYTUŁOWEJ TO ZŁO

Osobiście nie znoszę, gdy na okładce obok tytułu jest wciśnięty na siłę kawałeczek jakiejś opinii, recenzji. Po to przecież jest miejsce na skrzydełkach, czy z tyłu książki. Zazwyczaj to jedno zdanie pochodzi z ust jakiegoś celebryty. Wydawnictwa chyba z góry zakładają, że jak wstawią opinię (jednozdaniową) jakiejś aktorki, piosenkarki czy innej pisarki to sprzedaż książek od razu wzrośnie o 100%. Otóż nie. Być może innych to zachęca, ale na mnie takie rekomendacje działają jak czerwona płachta na byka. Jeszcze gdyby to było naprawdę jakieś sensowne, rzetelne zdanie, które naprawdę zachęci mnie do lektury tej książki, to bym się tak tego nie czepiała. Ale zazwyczaj wygląda to mniej więcej tak: „Idealna pozycja dla wielbicieli …”, „Wzruszająca i przepełniona emocjami” czy „Romans który zachwyci każdą kobietę”. 
Nie dość, że to ani nie zachęca, to jeszcze szpeci okładkę.





ODPOWIEDNI KOLOR DO ODPOWIEDNIEGO GATUNKU

Wiadomo o co chodzi. Im straszniejsza i tajemnicza historia, tym mroczniejsza okładka. A jak najlepiej wyrazić mrok? Oczywiście za pomocą ciemnej palety barw. Z  kolei zaś wszelkie romansidła łatwo poznać po jasnych kolorach.  Fantastyka z tego co zauważyłam często jest w niebieskich barwach (choć oczywiście nie tylko).
Każdy kolor jest dobry, byle tylko nie neonowe, bijące po oczach barwy, na które po prostu nie da się patrzeć.





CZASEM ZAGRANICZNY TYTUŁ NIE JEST ZŁY!

Pomimo tego, że żyjemy w Polsce, to jednak uważam, że czasem lepiej zostawić zagraniczny tytuł bez tłumaczenia. Czasem naprawdę ciężko logicznie przetłumaczyć dany tytuł i lepiej zostawić je oryginalnymi. Widoczne jest to między innymi w powieściach Colleen Hoover, których tytuły nie są tłumaczone, np. „Maybe Someday”, „Ugly love” czy „Slammed”. Nie brzmi aż tak źle prawda?
Czasem bywa i tak, że tłumacze są zbyt nadgorliwi i z „If I stay” postaje „Zostań jeśli kochasz” :D (Swoją drogą, do dziś zastanawiam się kto to tłumaczył XD). Zawsze jednak lepsze takie tłumaczenie, niż np. „Pan wyposażony”, „Wielka księga siusiaków” czy „Wielka księga cipek”. 
Boże widzisz i nie grzmisz XD





DOŚĆ ZE SCHEMATAMI!

Poszukujesz erotyków? W takim razie szukaj okładek z męskimi klatami! :D
Ileż można? Jak tak dalej pójdzie, to zabraknie niedługo męskich modeli. I co wtedy? Wydawnictwa zajmujące się erotykami upadną? XD





NAJMNIEJSZE ZDOBIENIE CZYNI CUDA

Czy to jakieś fikuśne szlaczki, drobne rysunki, mapy fikcyjnych miejscowości – wszystko to niezwykle cieszy oko i jeszcze w większym stopniu umila czytanie.




DOBRA CZCIONKA

Bez tego ani rusz. Nie znoszę drobnej czcionki która wręcz morduje moje oczy. Nie wspominając o tym, że czytanie jej wieczorem to czysta tortura.




MARGINESY!

Coraz rzadziej mi się to zdarza, ale czasem miałam do czynienia z książkami w których marginesy były naprawdę znikome. Osobiście wolę, gdy książka liczy sobie więcej stron,  a ma porządne marginesy. Gdy jak największa ilość tekstu jest upychana na jedną stronę, to lektura takiej książki jest dla mnie dość męcząca.




BEZ SPOJLERÓW, PROSZĘ!

Ugh! Nie ma chyba nic gorszego niż spojler umieszczony na okładce. 
Tak było przynajmniej w przypadku „Aideen” czyli jednego z tomów „Braci Slater” L. A. Casey. Po drugim tomie nie wiadomo było która z żeńskich bohaterek jest w ciąży. Chwilę później wydawnictwo ukazuje zapowiedzi, a tam … wszystko wiadomo – imię bohaterki jako tytuł , a w tle dziewczyna w ciąży :)





BIAŁE NIE ZAWSZE JEST DOBRE

Wielbię bezgranicznie żółte i grube karki. Im bardziej „stary” wygląd tym lepiej. Nie przepadam za książkami wydrukowanymi na czystym, białym papierze, gdyż ta olśniewająca biel „bije” po oczach.




UGH! TEN OKROPNY ZAPACH!

Czasem gdy dostaję nowe książki, to tak one śmierdzą, że ciężko gdziekolwiek je przetrzymywać, bo ich zapach roznosi się po całej szafce. Nawet podczas czytania, gdy przewracam kolejne strony unosi się nieprzyjemny zapach. Mam czasami ochotę powiesić taką książkę na sznurze do wieszania prania i pozostawić na kilka dni by wywietrzała. Okropieństwo.






Zgadzacie się z powyższymi cechami idealnie wydanej książki? :D
Co jeszcze dodalibyście do tej listy? :)







Girl from Stars

4 komentarze:

  1. Również najbardziej wolę twarde oprawy (chociaż niekoniecznie z obwolutą, która dla mnie jest zbędna), a później te skrzydełkami.
    Co do koloru kartek: białe czy żółte? Jest mi obojętne.
    Spojlery niestety się zdarzają. Przykre, ale prawdziwe. Denerwują mnie bardzo szczegółowe streszczenia fabuł, które opisują nieraz ponad pół książki.
    Ze śmierdzącymi książkami nigdy się nie spotkałam. To znaczy z nowymi śmierdzącymi książkami. Raz miałam sytuację, że wypożyczyłam powieść z biblioteki (było to "Trzynaście powodów") i niemiłosiernie cuchnęła, ale to inna sytuacja. Z nowymi egzemplarzami nie miałam takich problemów.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie lubię tych recenzji z przodu książki typu "Idealna lektura na lato". Jakoś kompletnie mnie to nie przekonuje :/ I czasem zastanawiam się czy dana osoba faktycznie przeczytała tę książkę.
    Uwielbiam mapy w książkach!
    Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy tekst. Z większością rzeczy się zgadzam. Co do tłumaczeń to jest jeszcze trzeci rodzaj. Tytuł nie ma nic wspólnego z oryginałem, tylko bardziej odnosi się do tekstu książki.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  4. Recenzja - a raczej zdanie, jak słusznie zauważyłaś - na stronie tytułowej działają na mnie tak samo. Jakim cudem miało by mnie zachęcić zdanie "Romans jakich mało" czy inne bezmyślne słowa :D I jeszcze szpecą okładkę :(
    Jeśli chodzi o tytuły to też się zgodzę. W niektórych przypadkach jak najbardziej najlepszym rozwiązaniem jest zostanie przy oryginalnym tytule. Ale nie zawsze. Myślę, że to kwestia książki, gatunku i wielu innych czynników. "Wielka księga cipek" do teraz powoduje u mnie zażenowanie... Kto się na to zgodził.. Białych kartek też nie lubię, ale jestem w stanie to znieść.
    Serio miałaś śmierdzące książki? :O Ja zawsze miałam pięknie pachnące :D W sensie nowością :)

    OdpowiedzUsuń