~Witajcie kochani!
Z racji tego, że nowa seria wzbudziła duże zainteresowanie, postanowiłam ją kontynuować :D
Zapraszam! :)
Przez ręce czytelnika w ciągu dnia przelatuje nie jedna książka. Jedne wygladają lepiej, inne nieco gorzej. Połowa sukcesu leży w oryginalnej i ładnej okładce.
A co z drugą połową?
Co powinna zawierać idealnie wydana książka?
Oto kilka aspektów, na które najczęściej zwracam uwagę :)
OPRAWA TO PODSTWA
Nie da się ukryć, że najbardziej cenione są książki wydane w
twardej oprawie. Nie dość, że nadaje jej ona pewnej elegancji, to jeszcze
chroni książkę przed wszelkimi uszkodzeniami. Minus twardej oprawy? Oczywiście
nieco większe koszty z nią związane. Dlatego też drugą, równie dobrą opcją, o
zdecydowanie mniejszych kosztach jest oprawa ze skrzydełkami. Oprócz tego, że w
znacznym stopniu chroni książkę, to dodatkowo dostarcza miejsca na jakieś
krótkie opinie innych czytelników, które nie raz pomagają w podjęciu decyzji:
Wziąć czy nie wziąć? :D
Osobiście nie przepadam za trzecim rodzajem oprawy, tj. zwykłe okładki bez
skrzydełek. Czasem po jednorazowej lekturze rogi książki wyglądają, jakby
książką bawiło się dwuletnie dziecko. Na całe szczęście takowych opraw jest
coraz mniej.
RECENZJA NA OKŁADCE TYTUŁOWEJ TO ZŁO
Osobiście nie znoszę, gdy na okładce obok tytułu jest
wciśnięty na siłę kawałeczek jakiejś opinii, recenzji. Po to przecież jest
miejsce na skrzydełkach, czy z tyłu książki. Zazwyczaj to jedno zdanie pochodzi
z ust jakiegoś celebryty. Wydawnictwa chyba z góry zakładają, że jak wstawią
opinię (jednozdaniową) jakiejś aktorki, piosenkarki czy innej pisarki to
sprzedaż książek od razu wzrośnie o 100%. Otóż nie. Być może innych to zachęca,
ale na mnie takie rekomendacje działają jak czerwona płachta na byka. Jeszcze
gdyby to było naprawdę jakieś sensowne, rzetelne zdanie, które naprawdę zachęci
mnie do lektury tej książki, to bym się tak tego nie czepiała. Ale zazwyczaj
wygląda to mniej więcej tak: „Idealna pozycja dla wielbicieli …”, „Wzruszająca
i przepełniona emocjami” czy „Romans który zachwyci każdą kobietę”.
Nie dość, że to ani nie zachęca, to jeszcze szpeci okładkę.
ODPOWIEDNI KOLOR DO ODPOWIEDNIEGO GATUNKU
Wiadomo o co chodzi. Im straszniejsza i tajemnicza historia, tym mroczniejsza okładka. A jak najlepiej wyrazić mrok? Oczywiście za pomocą
ciemnej palety barw. Z kolei zaś
wszelkie romansidła łatwo poznać po jasnych kolorach. Fantastyka z tego co zauważyłam często jest w niebieskich
barwach (choć oczywiście nie tylko).
Każdy kolor jest dobry, byle tylko nie neonowe, bijące po oczach barwy, na
które po prostu nie da się patrzeć.
CZASEM ZAGRANICZNY TYTUŁ NIE JEST ZŁY!
Pomimo tego, że żyjemy w Polsce, to jednak uważam, że czasem
lepiej zostawić zagraniczny tytuł bez tłumaczenia. Czasem naprawdę ciężko
logicznie przetłumaczyć dany tytuł i lepiej zostawić je oryginalnymi. Widoczne
jest to między innymi w powieściach Colleen Hoover, których tytuły nie są tłumaczone,
np. „Maybe Someday”, „Ugly love” czy „Slammed”. Nie brzmi aż tak źle prawda?
Czasem bywa i tak, że tłumacze są zbyt nadgorliwi i z „If I stay” postaje
„Zostań jeśli kochasz” :D (Swoją drogą, do dziś zastanawiam się kto to
tłumaczył XD). Zawsze jednak lepsze takie tłumaczenie, niż np. „Pan
wyposażony”, „Wielka księga siusiaków” czy „Wielka księga cipek”.
Boże widzisz i nie grzmisz XD
DOŚĆ ZE SCHEMATAMI!
Poszukujesz erotyków? W takim razie szukaj okładek z męskimi
klatami! :D
Ileż można? Jak tak dalej pójdzie, to zabraknie niedługo męskich modeli. I co
wtedy? Wydawnictwa zajmujące się erotykami upadną? XD
NAJMNIEJSZE ZDOBIENIE CZYNI CUDA
Czy to jakieś fikuśne szlaczki, drobne rysunki, mapy
fikcyjnych miejscowości – wszystko to niezwykle cieszy oko i jeszcze w większym
stopniu umila czytanie.
DOBRA CZCIONKA
Bez tego ani rusz. Nie znoszę drobnej czcionki która wręcz morduje
moje oczy. Nie wspominając o tym, że czytanie jej wieczorem to czysta tortura.
MARGINESY!
Coraz rzadziej mi się to zdarza, ale czasem miałam do czynienia
z książkami w których marginesy były naprawdę znikome. Osobiście wolę, gdy
książka liczy sobie więcej stron, a ma
porządne marginesy. Gdy jak największa ilość tekstu jest upychana na jedną
stronę, to lektura takiej książki jest dla mnie dość męcząca.
BEZ SPOJLERÓW, PROSZĘ!
Ugh! Nie ma chyba nic gorszego niż spojler umieszczony na
okładce.
Tak było przynajmniej w przypadku „Aideen” czyli jednego z tomów „Braci Slater”
L. A. Casey. Po drugim tomie nie wiadomo było która z żeńskich bohaterek jest w
ciąży. Chwilę później wydawnictwo ukazuje zapowiedzi, a tam … wszystko wiadomo
– imię bohaterki jako tytuł , a w tle dziewczyna w ciąży :)
BIAŁE NIE ZAWSZE JEST DOBRE
Wielbię bezgranicznie żółte i grube karki. Im bardziej
„stary” wygląd tym lepiej. Nie przepadam za książkami wydrukowanymi na czystym,
białym papierze, gdyż ta olśniewająca biel „bije” po oczach.
UGH! TEN OKROPNY ZAPACH!
Czasem gdy dostaję nowe książki, to tak one śmierdzą, że
ciężko gdziekolwiek je przetrzymywać, bo ich zapach roznosi się po całej
szafce. Nawet podczas czytania, gdy przewracam kolejne strony unosi się
nieprzyjemny zapach. Mam czasami ochotę powiesić taką książkę na sznurze do
wieszania prania i pozostawić na kilka dni by wywietrzała. Okropieństwo.
Zgadzacie się z powyższymi cechami idealnie wydanej książki? :D
Co jeszcze dodalibyście do tej listy? :)
Girl from Stars
Również najbardziej wolę twarde oprawy (chociaż niekoniecznie z obwolutą, która dla mnie jest zbędna), a później te skrzydełkami.
OdpowiedzUsuńCo do koloru kartek: białe czy żółte? Jest mi obojętne.
Spojlery niestety się zdarzają. Przykre, ale prawdziwe. Denerwują mnie bardzo szczegółowe streszczenia fabuł, które opisują nieraz ponad pół książki.
Ze śmierdzącymi książkami nigdy się nie spotkałam. To znaczy z nowymi śmierdzącymi książkami. Raz miałam sytuację, że wypożyczyłam powieść z biblioteki (było to "Trzynaście powodów") i niemiłosiernie cuchnęła, ale to inna sytuacja. Z nowymi egzemplarzami nie miałam takich problemów.
Pozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Też nie lubię tych recenzji z przodu książki typu "Idealna lektura na lato". Jakoś kompletnie mnie to nie przekonuje :/ I czasem zastanawiam się czy dana osoba faktycznie przeczytała tę książkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam mapy w książkach!
Pozdrawiam, Ola
Bardzo ciekawy tekst. Z większością rzeczy się zgadzam. Co do tłumaczeń to jest jeszcze trzeci rodzaj. Tytuł nie ma nic wspólnego z oryginałem, tylko bardziej odnosi się do tekstu książki.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Recenzja - a raczej zdanie, jak słusznie zauważyłaś - na stronie tytułowej działają na mnie tak samo. Jakim cudem miało by mnie zachęcić zdanie "Romans jakich mało" czy inne bezmyślne słowa :D I jeszcze szpecą okładkę :(
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tytuły to też się zgodzę. W niektórych przypadkach jak najbardziej najlepszym rozwiązaniem jest zostanie przy oryginalnym tytule. Ale nie zawsze. Myślę, że to kwestia książki, gatunku i wielu innych czynników. "Wielka księga cipek" do teraz powoduje u mnie zażenowanie... Kto się na to zgodził.. Białych kartek też nie lubię, ale jestem w stanie to znieść.
Serio miałaś śmierdzące książki? :O Ja zawsze miałam pięknie pachnące :D W sensie nowością :)