sobota, 18 lipca 2020

TOP 5: Najgorsze książki I półrocza 2020 roku



~Witajcie kochani!

Połowa bieżącego roku już za nami, a więc warto podsumować, co udało mi się w tym czasie przeczytać :)
Dziś pod lupę wezmę pięć najgorszych książek, jakie przeczytałam w ubiegłych sześciu miesiącach.

Zapraszam! :)








Miejsce 5 
Lily Graham "Dziecko z Auschwitz"







Dziecko z Auschwitz to rozdzierająca serce historia przetrwania w świecie, w którym życie i śmierć zależą od najbardziej trywialnych przypadków, a szczęście można odnaleźć nawet w najmroczniejszych chwilach. Rok 1942. Eva Adami wsiada do pociągu jadącego do Auschwitz. Ledwo oddycha pod naporem obcych ciał. Wyczerpana dwudniową podróżą, myśli tylko o jednym – o wyczekiwanym spotkaniu z mężem Michalem, który trafił do obozu sześć miesięcy wcześniej. Eva dociera do Auschwitz, jednak tam nie ma nawet śladu ukochanego. Obozowa rzeczywistość uderza w kobietę z całą siłą. Gdy leży zrozpaczona i zmarznięta na cienkim materacu, słyszy nagle szept. Towarzyszka z pryczy, Sofie, wyciąga do niej pomocną dłoń… To dzięki jej pomocy kobieta może się spotkać z mężem. Nawet jeżeli będzie to oznaczało bratanie się z wrogiem, a skutki tego spotkania narażą je na śmierć… Poruszająca opowieść o przetrwaniu, która dowodzi, że życie i śmierć zależą od przypadku, a szczęście można odnaleźć nawet w najstraszliwszych czasach.




Wielbiciele literatury faktu nie będą ta pozycją zachwyceni. Konkretnych i wiarygodnych informacji historycznych jest tu niewiele. Autorka po prostu po zapoznaniu się z wieloma biografiami kobiet ciężarnych, które trafiły do obozu postanowiła stworzyć powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. 
Tytuł powieści jak dla mnie jest trochę nie trafiony. Ja osobiście sięgnęłam po tą książkę z tej przyczyny, że ciekawiło mnie jak było możliwe to, by w obozie zagłady urodzić i ochronić dziecko przed śmiercią. Jeśli ktoś tak jak ja, sięgnie po tą powieść ze względu na to tytułowe "dziecko", może być rozczarowany, bo o nim jest dość niewiele. Na ostatnich osiemdziesięciu stronach Eva dowiaduje się, że jest w ciąży. Dwie strony dalej jest już w czwartym miesiącu, a reszta ciąży jak się można domyślić, przebiega błyskawicznie. 
Z jednej strony nie czytało się tego źle. Dałam się wciągnąć w tą historię i szczerze kibicowałam Evie i jej przyjaciółkom. Z drugiej jednak strony, nie dostarczyła mi żadnych nowych informacji dotyczących więźniarek z Auschwitz. Co więcej podczas lektury tej powieści, gdzieś z tyłu głowy wciąż kotłowała mi się myśl, że jest to tylko fikcja. Wymysł autorki. Przez to nie umiałam przeżyć tej historii na tyle mocno, by zapadła w mej pamięci na dłużej.




Moja ocena: 6/10









Miejsce 4
Corinne Michaels "Powiedz, że zostaniesz"




Roztrzaskał mnie na kawałki. Złożył w całość.Jest moja trucizną, jest moim antidotum.
Jedno słowo ZOSTAŃ.
To było wszystko co miał zrobić.Zamiast tego wsiadł do tamtego autobusu zabierając ze sobą moje serce.
To było siedemnaście lat temu.
Ruszyłam naprzód. Małżeństwo. Dzieci. Biały płotek.
Wszystko czego kiedykolwiek pragnęłam, ale mój mąż mnie zdradził i znów zostałam porzucona.
Osamotniona, bez centa przy duszy i z dwójką chłopców nie miałam innego wyjścia jak wrócić do Tennessee. Nie miało go tam być. Powinnam była być bezpieczna.
Jednak przeznaczenie zawsze znajdzie sposób, żeby dać o sobie znać.



Początek był świetny, ale później autorka wpadła w wir schematyczności i przewidywalności. 
Powrót do przeszłości zarówno w sensie przenośnym i dosłownym? Jest.
Pojawienie się na drodze głównej bohaterki jej dawnej miłości? Jest.
Irytująco perfekcyjni faceci, którzy przelecą każdą dziewczynę w mieście, a mimo to są obiektem westchnień? Obecni.
A na samym końcu wypłynięcie na wierzch skrywanych sekretów. Oczywiście JEST. 


Na niezadowolenie z tej książki wpłynęły m.in.: przedłużanie historii, przewidywalność, irytująca idealizacja mężczyzn, akcja rozgrywająca się na ranczu (nie przepadam za tym miejscem akcji), a na deser na potęgę irytujący mieszkańcy miasteczka, którzy wpychają się z buciarami w cudze życie. 
Dla mnie to zbyt wiele.




Moja ocena: 6/10








Miejsce 3
Laurelin Paige "Pierwszy dotyk" + "Ostatni pocałunek"





Emily Wayborn otrzymuje niepokojącą wiadomość. Na poczcie głosowej nagrywa się jej przyjaciółka z dawnych lat. Obie spędziły razem fantastyczne chwile na dzikich imprezach, lecz ich drogi się rozeszły. Mimo to nawet po takim czasie, Emily potrafi dostrzec, że nie jest to zwyczajna wiadomość. Chociaż pozornie brzmi wesoło i neutralnie, Amber użyła słowa, które stanowiło ich tajny kod używany w sytuacjach kryzysowych.

Nie bez powodu. Po krótkim rozeznaniu Emily odkrywa, że Amber zaginęła!

Mimo że kobiety nie utrzymywały już bliskich kontaktów, Emily jest zdeterminowana, aby odnaleźć przyjaciółkę. Kierując się szeregiem wskazówek, wpada na pewien trop. Wówczas na jej drodze los stawia Reeve’a Sallisa, znanego hotelarza i enigmatycznego miliardera, który ma reputację niezłego playboya. Emily musi uwieść bogacza, aby odkryć jego sekrety i miejsce pobytu Amber. Z czasem niebezpiecznie przywiązuje się do mężczyzny, mimo że cichy, niepokojący głos w głowie podpowiada jej, że nie jest to jej przyjaciel. Cóż z tego, skoro tak diabelnie ją pociąga. W pewnym momencie musi podjąć kluczową decyzję mogącą podważyć jej lojalność wobec Amber. Czy ma ocalić przyjaciółkę czy swoje serce?




Erotyki czytam już od kilku lat, dlatego nazwisko Laurelin Paige nie jest mi obce. Co więcej, tak naprawdę to od jej powieści zaczęła się moja przygoda z tym gatunkiem. Jej serię „Uwikłani” wspominam z wielkim sentymentem i do dziś dnia uważam, że jest to jedna z najlepszych serii erotycznych, jakie dotąd czytałam.

„Pierwszy dotyk” to połączenie erotyku i thrillera, kryminału. Część sensacyjna bardzo mi się spodobała. Tak naprawdę tylko dla niej doczytałam tą książkę do końca. Wątek erotyczny jednak jak dla mnie okazał się klapą. Po pierwsze, było go stanowczo za dużo. Przyćmiewał on podstawowy wątek, jakim był poszukiwanie Amber. Po drugie, był on dla mnie zbyt mroczny i brutalny. Nie wiem co seksownego i podniecającego jest w przedmiotowym traktowaniu kobiet. A jeszcze gdy autorka zaczęła insynuować, że między dwójką głównych bohaterów pojawia się uczucie, to już w ogóle nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać z tego absurdalnego pomysłu. 

Zapewne gdyby nie zaskakujące zakończenie, to nie sięgnęłabym po drugą część. 

Jak ona wypadła? Równie słabo co pierwsza. Na plus należy uznać to, że wątek erotyczny został ograniczony przez rozwinięty wątek sensacyjny. Nie mniej jednak irytujące zachowanie Emily, dziwna wizja przyjaźni wg autorki, pokręcone relacje między głównymi bohaterami sprawiły, że nie mogłam wyżej ocenić tej duologii.





Moja ocena: 5/10











Miejsce 2
L. A. Fiore "Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton"







Nazywają go potworem.
Zimne jak lód bladoniebieskie oczy prześwietlają cię na wylot.
Jest bezwzględny.
Jest okaleczony.
Jest niebezpieczny.
Żyje w zamku godnym baśni, ale nie jest księciem.
Jest bestią.
Jest brutalem.
Jest zabójcą.
Przeznaczenie sprawi, że nasze światy zderzą się ze sobą.
Nazywają go potworem, ale jest moim ocaleniem.




W przypadku powieści pt. „Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton” L.A. Fiore, dałam się nabrać marketingowym sztuczkom. Niewiele mówiący, choć bardzo mroczny opis fabuły, plus gość z okładki o niezwykle magnetyzującym spojrzeniu, od razu zachęciły mnie do zamówienia tej książki.
Zapowiadało się naprawdę rewelacyjnie.
Książka ta, miała ogromny potencjał.
Na dodatek inspirowana moją ukochaną baśnią „Piękna i Bestia”.
Niestety wyszło, jak wyszło.

Z bohaterami miałam niemały problem. Odniosłam wrażenie, że autorka sama się gubiła w procesie ich kreowania.
Lizzie jest malarką. Jak powszechnie wiadomo, artyści są bardziej wrażliwi. W porządku, rozumiem. To dziewczę potrafi rozczulić dosłownie wszystko: piękny widok, wspomnienie zmarłej osoby, której nawet nie znała, historie z przeszłości. Ona co chwilę w tej książce płacze. Bohaterka ta, ma jeszcze jednak drugą twarz. Jest nadzwyczajnie mściwa. Wyobraża sobie jak mogłaby zabić każdą osobę, która w jakimś tam stopniu skrzywdziła ją w przeszłości. Dodatkowo klnie jak szewc, a swoją matkę określa cały czas dwoma wyrażeniami: „suka” i „pizda”. 
Brochan z kolei początkowo zgrywa rolę brutala, tajemniczego mięśniaka, wykonywującego pracę płatnego zabójcy. Jednak z racji tego, ze historia z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej cukierkowa, to i sam główny bohater przeistacza się w ciepłe kluchy. Dodatkowo, zaskakująco łatwo rezygnuje ze swojej profesji. Mówi „koniec”, no i … koniec. Było, minęło. Nie ma co wracać do przeszłości.

Naiwnie sądziłam, że zakończenie może jeszcze uratować tą powieść. Ale i tym razem autorka poległa. Według wizji Fiore, człowiek nie ponosi żadnych konsekwencji za swoje czyny. Wystarczy wsparcie ludności z miasteczka, by KAŻDY zły uczynek uszedł Ci na sucho. 




Moja ocena: 5/10








Miejsce 1
Tijan "Fallen Crest. Akademia"






Pierwszy tom rewelacyjnej serii o zagubionej dziewczynie i dwóch seksownych braciach z miasteczka Fallen Crest.
Po rozwodzie rodziców Sam wprowadza się z mamą do domu jej nowego partnera. Wówczas do życia dziewczyny wkraczają synowie bogatego biznesmena. Logan i Mason Kade to przystojni młodzi mężczyźni, o których marzy każda dziewczyna z Fallen Crest. Samantha nie ma zamiaru być jedną z nich.
Chociaż chodzą do innych szkół, dziewczyna codziennie spotyka braci w domu. Mimo że traktują ją z lekceważeniem, samotna Sam zdaje się tym nie przejmować. Nie dba o opinię braci Kade ani o rozwód rodziców.
Ale może to dobrze. Może lepiej nic nie czuć.




Jeśli kiedykolwiek postanowię sięgnąć po jakąkolwiek powieść tej autorki, to proszę aby ktoś palnął mnie w głowę.
Najlepiej mocno.
Bym zmądrzała.


Z twórczością Tijan miałam do czynienia dokładnie dwa lata temu, gdy nieświadoma tego, jak wielkiego gniota trzymam w dłoni, rozpoczęłam lekturę „Antybrata”. Swoją drogą, wciąż zastanawia mnie, skąd ten zachwyt nad jej powieściami. 
Zniesmaczona, postanowiłam na jakiś czas odpuścić sobie lektury jej książek. Na półce jednak pozostał „Fallen Crest. Akademia”. I tak oto po dwóch latach, naiwna ja stwierdziłam, że może tym razem będzie lepiej. NIESTETY NIE.
Co więcej, już dziś, uroczyście przysięgam, że nie tknę już żadnej powieści, która wyszła spod jej ręki. NAWET KIJEM. 


Autorka ma niebywały talent do kreowania wybitnie irytujących bohaterów.
Główna bohaterka - Sam (bądź Samantha) to typek, który mówiąc kolokwialnie ma wyrąbane na wszystko. Uwielbia wręcz potęgować swoje problemy, na które odreagowuje bieganiem. Biedaczka tak się nakręca, że po powrocie do domu pot z niej kapie i zalewa posadzkę. Autentycznie. Początkowo cały czas powtarza, że nie będzie jak jej matka – nie będzie zmieniać facetów jak rękawiczki, nie będzie z nimi nawet spała. Tijan robi z niej początkowo wręcz niewinną cnotkę. Ale gdy na scenę wkracza Mason, wystarczy muśnięcie po ramieniu by „jej oczy zaszły mgłą czystego pożądania”. Co jeszcze? Ma zerowy brak szacunku do rodziców, sama gubi się w swoich uczuciach. Raz się mści na kimś, po czym za nim tęskni, by w końcu ostatecznie pałać do tej osoby nienawiścią. Głupia, irytująca i niedojrzała.
Przejdźmy zatem do młodych bogów, czyli Masona i Logana. Ciężko o nich cokolwiek powiedzieć, bo autorka kompletnie olała proces ich kreowania. Wiemy tylko, że są bogaci, napakowani i oczywiście zabójczo przystojni i ogólnie są tacy SUPER. Mason jeszcze trochę nadrabiał swoją „tajemniczością”, ale kompletnie nie rozumiem zachwytu nad Loganem. Zgrywający się idiota, który zaliczył chyba każdą laskę w tej książce. 


Patologia aż bije od tej książki. Zdrada jest czymś na porządku dziennym. Matka bije się z córką. Nachlanie się do nieprzytomności i kac następnego dnia (nawet w środku tygodnia) to norma. A na koniec okazuje się, że siostra sypia z przyrodnim jej bratem, jej biologiczny ojciec ma romans z matką jej chłopaka, a dotychczasowy ojciec spotyka się z matką jej kolegi. Normalnie scenariusz rodem z „Mody na sukces”. 


Podziwiam Wydawnictwo Kobiece za to, że postanowiło wydać coś takiego. Brawa za odwagę. 
A siebie podziwiam za zawzięcie i doczytanie tego szajsu do końca.




Moja ocena: 2/10










A jakie książki trafiły do Waszego rankingu najgorszych książek minionego półrocza? :)
Czytaliście którąś z powyższych książek? Co o nich sądzicie? :)




Girl from Stars






9 komentarzy:

  1. Nie czytałam żadnej z tych książek ale ciekawa jestem czy też miałabym takie odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytałam Antybrata i o matko z córką xd To było tak bardzo złe.... Chociaż nie, "Na szczycie" Haner i tak gorsze 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Na szczycie" Haner zawsze kojarzy mi się z Tobą i Twoim blogiem 😂

      Usuń
  3. Akurat żadnej nie czytałam, choć kilka z nich mam na swoich listach. Najgorzej jak książka się dobrze zaczyna, a potem coś idzie nie tak :/

    Pozdrawiam cieplusio!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szczęście miałam tą przyjemność, że nie czytałam tych książek. Nie mam ich też na swojej liście do przeczytania. Teraz tylko ich unikać.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. nie czytałam żadnej z tych książek lecz wybrałabym pozycję pierwszą gdyż bardzo lubię literaturę z taką tematyką, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam tylko "Dziecko z Auschwitz"

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobrze że na ten blog wszedłem. Na pewno na tym blogu zostanę na dłużej.

    OdpowiedzUsuń