niedziela, 17 stycznia 2021

Najgorsze książki 2020 roku

 


~Witajcie kochani!

Dwa dni temu ukazał się ranking najlepszych książek 2020 roku :) Przyszedł więc czas na dziesiątkę najgorszych książek, jakie przeczytałam w ubiegłym roku :)
Zapraszam!




Miejsce 10

Sally Rooney "Normalni ludzie"




Moja ocena: 7/10


Przyznaję, że mam dość mieszane uczucia. Faktycznie drzemie w tej książce ogromny potencjał. Autorka porusza w nich wiele współczesnych problemów, z jakimi borykają się młodzi ludzie, dzięki czemu nie jest to kolejna przesłodzona opowiastka o pierwszej miłości. Ale tym wykonaniem autorka nie do końca mnie do siebie przekonała. 

zas akcji jest dość długi, jak na tak mało obszerną powieść. Cztery lata to sporo czasu. Autorka niestety strasznie przeskakuje w czasie, przez co na przykład mi, ciężko było wczuć się w tą historię. Dostałam w jednym rozdziale parę informacji, o tym, co wydarzyło się w życiu bohaterów, po czym zaczynam kolejny rozdział a tam: sześć miesięcy później. Mnie to osobiście irytowało.

Przytłoczyła mnie również dramaturgia całej tej powieści. Wystarczyła jedna, spokojna rozmowa, a bohaterowie nie poplątali by się tak w swoich wzajemnych relacjach. Być może jednak, Sally Rooney chciała przez to pokazać współczesny problem wśród młodzieży – brak umiejętności komunikowania się z innymi. Takiego prawdziwego. Bez użycia telefonu, aplikacji. Twarzą w twarz.

Podsumowując, nie dostałam do końca tego, czego oczekiwałam. Myślę, że książka jest wartościowa, porusza aktualne problemy wśród młodzieży, ale sama fabuła jest trochę przytłaczająca i mało ciekawa.







Miejsce 9 

Vi Keeland "Szansa"



Moja ocena: 5/10



Znów autorka stawia przed czytelnikiem parę wyidealizowanych bohaterów. Liv, jest tak olśniewająca, że dostaje propozycję randki w każdym miejscu, gdzie postawi swoją stopę. Vince w tej kwestii jej dorównuje, bo wystarczy tylko, słowo a każda fanka rozłoży przed nim nogi. 
Taka kreacja męskiego bohatera nie była dla mnie zaskoczeniem. Autorki często w erotykach robią z mężczyzn młodych bogów, dzięki czemu ten gatunek jest tak oklepany i przewidywalny. Moją nadzieję pokładałam jednak w Liv. Niestety, bohaterka ta swoimi decyzjami i dziwnym tokiem myślenia całkowicie straciła w moich oczach.


Mam pełną świadomość, że to erotyk, ale czy nie można byłoby przedstawić w nim jakiegoś jednego, zwykłego dnia z życia bohaterów, w którym skupiają się oni na czymś innym niż współżyciu? 
Jak to często bywa w tego typu historiach, gdzieś w międzyczasie pada magiczne słowo na K. Jak jednak do tego doszło? Przecież oni zamieniają ze sobą ze dwa zdania, po czym resztę czasu spędzają w sypialni.


Co do samego wątku erotycznego, to Vi Keeland mnie nie porwała. Odnoszę wrażenie, że bardzo chciała zrobić z Vince’a dominatora, jednak kompletnie jej się to nie udało. Dodatkowo, w moim odczuciu fragmenty seksu zdominowały całkowicie fabułę, czyniąc ją płytką i nieco nudną.







Miejsce 8

L. A. Fiore "Bestia. Przebudzenie Lizzy Danton"




Moja ocena: 5/10



Zapowiadało się naprawdę rewelacyjnie.
Książka ta, miała ogromny potencjał.
Na dodatek inspirowana moją ukochaną baśnią „Piękna i Bestia”.
Niestety wyszło, jak wyszło.


Historia zaczyna się mrocznym prologiem, który daje złudne wrażenie, że całość będzie tak właśnie wyglądała. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem, powieść ta robi się tak cukierkowa, że aż człowieka mdli. Miałam jednak nadzieję, że w końcu dotrę do tego momentu opisywanego w prologu i powróci ta mroczna aura. Nic z tego. Fragment ten się pojawił, ale jego rozwinięcie było nijakie i kompletnie nie wniosło niczego nowego do fabuły. Ot, takie nic nie znaczące wtrącenie. 

Z głównymi bohaterami też miałam problem. Oboje mieli trudną przeszłość, przez co czasem zachowują się tak, a nie inaczej. Nie mniej jednak bywały momenty, gdy autorka sama gubiła się w procesie ich kreowania.
Lizzie jest malarką. Jak powszechnie wiadomo, artyści są bardziej wrażliwi. W porządku, rozumiem. To dziewczę potrafi rozczulić dosłownie wszystko: piękny widok, wspomnienie zmarłej osoby, której nawet nie znała, historie z przeszłości. Ona co chwilę w tej książce płacze. Bohaterka ta, ma jeszcze jednak drugą twarz. Jest nadzwyczajnie mściwa. Wyobraża sobie jak mogłaby zabić każdą osobę, która w jakimś tam stopniu skrzywdziła ją w przeszłości. Dodatkowo klnie jak szewc, a swoją matkę określa cały czas dwoma wyrażeniami: „suka” i „pizda”. 
Brochan z kolei początkowo zgrywa rolę brutala, tajemniczego mięśniaka, wykonywującego pracę płatnego zabójcy. Jednak z racji tego, ze historia z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej cukierkowa, to i sam główny bohater przeistacza się w ciepłe kluchy. Dodatkowo, zaskakująco łatwo rezygnuje ze swojej profesji. Mówi „koniec”, no i … koniec. Było, minęło. Nie ma co wracać do przeszłości.


Naiwnie sądziłam, że zakończenie może jeszcze uratować tą powieść. Ale i tym razem autorka poległa. Według wizji Fiore, człowiek nie ponosi żadnych konsekwencji za swoje czyny. Wystarczy wsparcie ludności z miasteczka, by KAŻDY zły uczynek uszedł Ci na sucho. 
Swoją drogą, w finale, nasza wrażliwa artystka Lizzie wychodzi na bezduszną i pozbawioną sumienia osobę. 








Miejsce 7

Katarzyna Berenika Miszczuk "Ja, ocalona"




Moja ocena: 5/10



Z seriami książkowymi zazwyczaj bywa tak, że pierwsze tomy bardzo nam się podobają, jednak z każdym kolejnym jest coraz słabiej. Tak samo niestety było i w tym przypadku. W moim odczuciu „Ja, ocalona” wypada zdecydowanie najsłabiej. Dlaczego? 

Po pierwsze, fabuła leży i kwiczy. Po przeczytaniu pierwszych stu stron miałam czytelniczy kryzys i miałam ochotę sięgnąć po coś innego. Jestem jednak upartą osobą, która jak coś zacznie, to chce to skończyć. Na całe szczęście, gdzieś po pierwszej połowie książki coś zaczęło się dziać, nie mniej jednak ta historia zwyczajnie mnie nie zainteresowała.

Po drugie – bohaterowie. Wiki z każdą kolejną częścią przechodzi sama siebie. W tym tomie tylko zrzędzi i narzeka. Naprawdę. A jej relacja z Belethem została dość dziwnie poprowadzona i niezbyt mi się to spodobało. 
Po przeczytaniu III części miałam nadzieję, że w kolejnym tomie „skrzypce przejmie” inny bohater, którego uwielbiam (chodzi tu oczywiście o Azazela). Niestety, choć było go więcej niż np. w trzecim tomie to i tak czegoś mi zabrakło.

Katarzyna Berenika Miszczuk słynie ze swojego lekkiego i humorystycznego stylu pisania. Podczas czytania poprzednich tomów nie raz się uśmiechałam pod nosem, a nawet wybuchałam śmiechem. W Ocalonej takich sytuacji zabrakło.







Miejsce 6

Deidre Sullivan "Witamy w Ballyfrann"




Moja ocena: 5/10



Dawno już nie miałam do czynienia z tak dziwną książką. Zazwyczaj książka albo mi się podoba, albo nie. Proste i logiczne. W tym jednak przypadku, mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony historia wywołała na mnie spore wrażenie, jednak z drugiej strony jej wykonanie zdecydowanie mniej.

Co mi się nie spodobało w tej historii? Pierwszą rzeczą są niestety bohaterki. Maddy przez praktycznie całą fabułę tylko i wyłącznie marudzi, jak dziecko w sklepie, któremu rodzic nie chce kupić lizaka. Catlin z kolei jest tak irytującym stworzeniem, że momentami bolały mnie już oczy od ciągłego nimi przewracania. To dziewczę nastawione było tylko na poznanie jakiegoś faceta, a gdy już go zdobyła, jej myśli krążyły tylko wokół seksu. Wredna, zapatrzona w siebie pusta dziewczyna, mająca jakiegoś hopla na punkcie figurek i wizerunków Matki Boskiej. Logiczne, nie ma co.

Drugą rzeczą, która nie przypadła mi do gustu to styl autorki. Gdyby nie początkowa informacja, że dziewczyny mają po 16 lat, to byłabym święcie przekonana, że mam do czynienia z dwunastolatkami. Na takim właśnie poziomie prowadzone były ich rozmowy, przemyślenia. Swoją drogą to rozterki Maddy to było mistrzostwo. Tak chaotycznych, często w ogóle ze sobą nie związanych przemyśleń, to już dawno nie czytałam.

Ostatnim minusem jest zbyt wolno rozwijająca się akcja. Tak naprawdę najlepsze autorka zostawiła na koniec. Zapomniała jednak chyba o tym, że samym zakończeniem książka się nie wybroni.


MOJA RECENZJA





Miejsce 5 

Caroline Kepnes "Ukryte ciała"




Moja ocena: 4/10


Powiem tak: wszystko w tej książce mnie drażniło.
Pierwszą rzeczą była diametralna zmiana głównego bohatera. W pierwszej części był to inteligentny i oczytany facet, który każde swoje morderstwo dokładnie planował. W tej części, Joe zamienia się w wulgarnego półgłówka, który nie dość, że popełnia banalne błędy, to jeszcze cały czas narzeka. 
Jeśli w pierwszym tomie nie przeszkadzały mi przydługawe opisy, tak w tej części miałam ich serdecznie dość. Po raz kolejny autorka odwołuje się do mniej lub bardziej znanych książek czy filmów, które dla mnie były kompletnie nie znane, przez co czytanie niektórych myśli i porównań Joego było zwyczajnie bezsensowne. 

Jak łatwo się domyślić, w „Ukrytych ciałach” dokonane zostały kolejne zbrodnie. Różnica jednak polega na tym, że w tym przypadku są one totalnie bezmyślne. Co więcej, denerwujący był fakt, że bohater nie napotkał w trakcie dokonywania zbrodni żadnych problemów. Zero świadków, czy innych niespodziewanych utrudnień. Minuta, dwie i po sprawie. 
Jak widać, realizm leży i kwiczy. 

W opisie zawarta jest informacja, że bohater odnajduje swoją prawdziwą miłość (swoją drogą, to którą już z kolei?). Ten mniemany wątek romantyczny jest śmiechu warty. Wariat spotkał wariata. 
Poza tym, bardzo nie podobał mi sposób przedstawienia kobiet, zarówno w pierwszym jak i drugim tomie. Każda postać kobieca przedstawiona w tej historii to tylko obiekt seksualnego zaspokojenia mężczyzn. Aż dziwne, że napisała to kobieta. 







Miejsce 4

Candace Bushnell, Katie Cotugno - "Reguły dla dziewczyn"




Moja ocena: 4/10



Zamysł historii może i był dobry, ale główna bohaterka całkowicie położyła tą historię. Nie ma co owijać w bawełnę - Marin to irytująca do potęgi, przemądrzała i zwyczajnie głupia dziewucha. Mimo iż kończy ona liceum i jest w trakcie wybierania uczelni, to podczas czytania przez cały czas miałam wrażenie, że mam do czynienia z rozwydrzoną trzynastolatką. 

Autorki strzeliły sobie w kolano kreacją tej postaci. Gdyby nie fakt, że Marin zwyczajnie podkochiwała się w swoim nauczycielu i zachowywała się zbyt poufale, to może jeszcze tą historię dałoby się uratować, a nawet niosła by ona jakiś przekaz. A tu wyszło, jak wyszło. 

Gdyby ta książka liczyła sobie więcej stron, to prawdopodobnie dostałabym jakiegoś oczopląsu od ciągłego przewracania oczami, przy każdym, idiotycznym zachowaniu Marin. Flirtuje z nauczycielem, spędza z nim każdą wolną chwilę, nie ma nic przeciwko temu by podwoził ją do domu, a nawet jedzie z nim do jego mieszkania. No tak. Biedne dziewczę. Jak on mógł w ogóle ją pocałować?! 
Bohaterka zrywa ze swoim chłopakiem, będąc oburzona tym, że naśmiewa się on z jednej uczennicy. Przemilczmy jednak fakt, że nasza Marin również ją obgadywała za plecami. 

Największe zamieszanie wybucha wraz z opublikowaniem eseju Marin w szkolnej gazetce. Porusza ona w nim problem narzucanych dziewczynom reguł. „Umaluj się trochę. Ogól nogi. Nie przesadzaj z tapetą. Nie noś miniówek. Nie rozpraszaj chłopców obcisłymi ciuchami, topami na ramiączkach czy podkolanówkami. Nie rozpraszaj chłopców swoim ciałem. Nie rozpraszaj chłopców. Nie bądź jedną z tych lasek, które nie jedzą pizzy. Dla ciebie też shake? Łooo. Czyżbyś przytyła? Nie bądź wieszakiem. Nie nabieraj kształtów. Nie zajmuj zbyt wiele miejsca. Chodzi przecież tylko o twoje zdrowie.” To zaledwie dwa akapity tego wybitnego eseju. Zlepek różnorodnych haseł, które kończą się jednozdaniowym manifestem, mówiącym o tym, że każda dziewczyna powinna być sobą. 

Jak na osobę, która chce studiować dziennikarstwo, ten esej był strasznie słaby. Najśmieszniejsze jednak było w nim to, że stał się niezwykle popularny. Każdy go czytał: właściciel restauracji czy nawet osoba będą odpowiedzialna za rekrutację przeszłych studentów na uczelnię. Śmiech na Sali. Na pewno uwierzę w to, że ludzie pracujący na uczelniach wyższych nie mają co robić, tylko czytają artykuły szkolnych gazetek. 







Miejsce 3

Ewelina Dobosz, Emilia Szelest "Bardzo cicha noc"




Moja ocena: 4/10


Początek historii zapowiadał się naprawdę nieźle. Zarys fabuły, dobrze rozwijająca się akcja, początkowa kreacja bohaterów – to wszystko było na duży plus. Potem jednak wszystko się popsuło… 

Pierwsze zastrzeżenia mam do bohaterów. Rzadko zdarza się tak, bym nie polubiła żadnego z bohaterów danej powieści, ale tym razem się to zmieniło. Dwójka głównych bohaterów jest nieziemsko irytująca. Przez swoją niestabilność emocjonalną podejmują tak głupie decyzje, że aż krew człowieka zalewa. Nie wspominając o tych tragicznych dialogach. 

„Miłość” między Igą a Wiktorem zjawia się jak na zawołanie. Nie ma czasu na żadne zauroczenia i inne takie. Najpierw pada słowo „kocham cię”, potem są wzajemne wyzwiska, potem godzenie (nie muszę chyba zaznaczać, w jakiej formie), następnie znowu mają się wzajemnie dosyć, ale nie mają oporów by po chwili zaliczyć szybki numerek pod prysznicem. 

Scen erotycznych jest stanowczo za dużo. Wątek ten przyćmiewa całkowicie wszystko inne, przez co z każdą kolejną stroną, historia robi się coraz bardziej nużąca. Miałam nadzieję, że chociaż wątek sensacyjny się wybroni, ale niestety został on potraktowany po macoszemu i jak dla mnie był kompletnie niedopracowany, a co za tym idzie – nieciekawy. 

W historii tej mamy do czynienia z relacją hate – love. Czytałam już wiele historii opartych na tejże relacji, jednak w tym przypadku coś nie wyszło. Byłam zwyczajnie zmęczona tymi ich ciągłymi kłótniami o głupoty, które i tak kończyły się seksem, bo poważna i dojrzała rozmowa to dla bohaterów towar przereklamowany. Lepiej wskoczyć sobie nawzajem do łóżka i dojść do jakiegoś konsensusu. 

Kolejną rzeczą która mi się nie spodobała, to zbyt wulgarny język. Przeczytałam już naprawdę wiele erotyków, gdzie przekleństwa były używane naprawdę często, ale w tym przypadku wyszło prostacko i niesmacznie. Za dużo i w nieodpowiednich momentach. I nie ma znaczenia, czy aktualnie czyta się historię z perspektywy Igi, czy też Wiktora. Język, którym opowiadana jest tak historia niestety się nie zmienia. 








Miejsce 2

Sarah J. Maas "Księżycowe Miasto cz.1"




Moja ocena: 4/10


Aż ciężko mi zdecydować, na co narzekać w pierwszej kolejności.
To, co z pewnością przykuło uwagę czytelników tą powieścią był fakt, że jest to pierwsza seria autorki, skierowana dla dorosłych. Po przeczytaniu pierwszej części, zastanawia mnie, co tak naprawdę jest wyznacznikiem tego, dla kogo jest skierowana ta książka. 
Wpychanymi gdzie popadnie przekleństwami?
Ciągłym podkreślaniem autorki jaka z Bryce jest seksowna i wyszczekana laska?
A może tym, że główna bohaterka cały swój wolny czas przeznacza na imprezowanie, picie i ćpanie?
Bez żartu. Osoby dorosłe mogą poczuć się urażone tym, że książka napisana na tak niskim poziomie jest skierowana dla nich.


Po przeczytaniu pierwszych stu stron, zastanawiałam się, kiedy w końcu zacznie się coś dziać. Żyłam złudną nadzieją, że skoro czeka mnie jeszcze ponad 470 stron, to zapewne wkrótce akcja nabierze tempa… Byłam naiwna.


Część I tej serii jest zwyczajnie przedłużana. To, co zaserwowała nam autorka, można byłoby ciekawie przedstawić na plus minus 150 stronach, a nie 557. Często bywało tak, że podczas lektury pomijałam część opisów i modliłam się wręcz o ostatni rozdział. A teraz wyobraźcie sobie, że do tego dochodzą bohaterowie bez żadnego polotu, płytkie dialogi i fabuła o niczym. MASAKRA. Kilka godzin totalnej nudy i poczucie, że marnuje się swój czas, zapewnione.








Miejsce 1

Tijan "Fallen Crest. Akademia"




Moja ocena: 2/10



Z twórczością Tijan miałam do czynienia dokładnie dwa lata temu, gdy nieświadoma tego, jak wielkiego gniota trzymam w dłoni, rozpoczęłam lekturę „Antybrata”. Swoją drogą, wciąż zastanawia mnie, skąd ten zachwyt nad jej powieściami. 
Zniesmaczona, postanowiłam na jakiś czas odpuścić sobie lektury jej książek. Na półce jednak pozostał „Fallen Crest. Akademia”. I tak oto po dwóch latach, naiwna ja stwierdziłam, że może tym razem będzie lepiej. NIESTETY NIE.
Co więcej, już dziś, uroczyście przysięgam, że nie tknę już żadnej powieści, która wyszła spod jej ręki. NAWET KIJEM. 

Tijan lubi chyba przerysowywać zachowania nastolatków w liceum. Bohaterowie książki idą do szkoły, wracają do domu, upijają się, by następnego dnia iść na kacu do szkoły. Nauczyciele oczywiście na to nie reagują. Bo po co? W weekendy nastolatkowie jadą nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim. Tam alkohol znów leje się hektolitrami, a wszystkie postacie żeńskie zachowują się jak tanie prostytutki. 

Patologia aż bije od tej książki. Zdrada jest czymś na porządku dziennym. Matka bije się z córką. Nachlanie się do nieprzytomności i kac następnego dnia (nawet w środku tygodnia) to norma. A na koniec okazuje się, że siostra sypia z przyrodnim jej bratem, jej biologiczny ojciec ma romans z matką jej chłopaka, a dotychczasowy ojciec spotyka się z matką jej kolegi. Normalnie scenariusz rodem z „Mody na sukces”. 

Pojęcia nie mam, skąd tak wysokie noty na portalu Lubimy Czytać. Rozumiem, że gusta są różne, ale w moim odczuciu ta książka jest wręcz szkodliwa. 
W pamięci z pewnością pozostanie mi jedna opinia, w której jakaś czytelniczka napisała, że jest zachwycona tą książką, bo skłoniła ją do przemyśleń i refleksji. Gdy t o przeczytałam, to nie widziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. 







A jaka jest Wasza  najgorsza książka 2020 roku?
Czytaliście którąś z powyższych? Co o nich sądzicie? :)



Girl from Stars











9 komentarzy:

  1. Na szczęście na żadną nie trafiłam �� 2020r.był dla mnie łaskawy i większość książek była super ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście nie miałam okazji czytać żadnej z powyższych. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tej listy czytałam tylko ,,Ja, ocalona" dla mnie nie była zła.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczęście dla mnie, na żadną z nich nigdy nie trafiłam:)) w większości przeczytane książki był przyjemne i fajne, pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  5. Na szczęście żadnej nie czytałam i do niektórych "miałam nosa" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również żadnej z nich nie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dobrze, że nie tylko dla mnie "Normalni ludzie" to nie jest arcydzieło! Też nie klasyfikuję tej książki jako wybitnej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Żadnej z nich nie czytałam, ale słyszałam sporo negatywnych opinii o najnowszej książce Maas, nawet miałam ją w planach żeby zobaczyć na własnej skórze czy jest aż tak kiepska, ale coraz mniej mam na to ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na szczęście żadnej z nich nie czytałam ;)

    https://xgabisxworlds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń